Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Maj jest miesiącem wielu ważnych rocznic historycznych. Już na początku miesiąca mamy więc rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja i w kwestii świętowania tego dnia chyba wszyscy Polacy są zgodni. Niedługo potem mamy już dość „kontrowersyjną” rocznicę- zakończenie II wojny światowej, nazywany z kolei przez Rosjan „Dniem Zwycięstwa”. Jednocześnie bieżący miesiąc jest silnie powiązany z osobą rtm. Witolda Pileckiego awansowanego  3 lata temu do stopnia pułkownika. Jego walka o wolną Polskę nie zakończyła się w 1945 r. Powstaje pytanie, czy rocznica zakończenia II wojny światowej jest dla nas rzeczywiście świętem, czy jako Polacy powinniśmy uczcić tę datę, świętując dwa miesiące wcześniej Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych?

Tadeusz Płużański, Fundacja „Łączka”, Reduta Dobrego Imienia: Istnieje zasadnicza różnica, między tym, co 8 maja 1945 roku spotkało Europę Zachodnią, a tym, co spotkało tego dnia Europę Środkowo-Wschodnią, więc i Polskę. Na Zachodzie rzeczywiście ludzie mogli się cieszyć ze zwycięstwa i końca wojny, Polacy natomiast nie mieli zbyt wielu powodów do radości, gdyż okupację brunatną zastąpiła okupacja czerwona. Twierdzenie, że „wojna w Polsce skończyła się 8 maja 1945” jest trwającym do dzisiaj fałszerstwem. W rzeczywistości wojna wcale się nie skończyła, bo trwała przynajmniej przez następnych 10 lat. Wielu polskich żołnierzy, których nazywamy dziś Niezłomnymi, walczyło do połowy lat 50. Świętowanie nadal 8 maja 1945 jest podważaniem, deprecjonowaniem walki Żołnierzy Wyklętych. I podważa sens obchodzenia ich święta – 1 marca, który jest Narodowym Dniem Żołnierzy Wyklętych. Przecież byli to w większości ci sami żołnierze, którzy walczyli wcześniej z Niemcami, a nie jacyś „leśni”, którzy pojawili się znikąd w roku 1944 czy 1945. Ci żołnierze kontynuowali swoją walkę rozpoczętą 1 września 1939 roku. Toczyli swój bój o ojczyznę z obydwoma okupantami. Dlatego apeluję i domagam się od obecnie rządzących, by to pseudoświęto po prostu skasowali. Jest ono zupełnie nieadekwatne do wydarzeń tamtych czasów i zwyczajnie nieprawdziwe. Obchodzenie tego święta przez państwo jest grubym nieporozumieniem. Podobnie funkcjonowanie tego dnia w podręcznikach szkolnych jako „Dzień Zwycięstwa” czy „Koniec wojny” wprowadza zamęt w głowach uczniów, muszą się uczyć czegoś, czego tak naprawdę nie było.

 

Czy dostrzega pan różnice w sposobie prowadzenia polityki historycznej przez poprzedni rząd i prezydenta i obecną ekipą rządzącą?

Zdecydowanie jest tu wielka różnica jakościowa. Możemy powiedzieć, że w poprzednich latach polityki historycznej nie było, przynajmniej prowadzonej zgodnie z polskim interesem narodowym. Jeśli przyjmiemy, że było w ogóle coś takiego jak polityka historyczna, to była ona błędna, stanowiła odwrócenie podstawowych pojęć, de facto była polityką antypolską. Promowanie kłamliwych produkcji, książek, filmów, jak „Pokłosie”, czy „Ida” nie służyło nam jako narodowi. Dziś mamy przełom. Nasza historia jest bardzo intensywnie odkłamywana i to przez wiele instytucji, ministerstw czy też prezydenta. Jako państwo polskie wracamy do prawdziwej, przedwojennej historii. Rzeczpospolita jednoznacznie traktuje Żołnierzy Niezłomnych jak bohaterów. Prezydent Andrzej Duda podczas pogrzebu płk. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” powiedział wprost: „to był nasz bohater”. Również jednoznacznie mówi się o tych, którzy ich mordowali, wyklinali: że byli to bandyci i zbrodniarze. Państwo polskie dzięki obecnej władzy odzyskuje swoją historię i upomina się o prawdę historyczną, jak również o tych, którzy walczyli o naszą wolność.

Wspomniany pogrzeb „Łupaszki” był jednocześnie ogromną manifestacją patriotyczną - nie tylko ze strony polskich obywateli, ale i władz państwa, które się w to włączyły. Dziś polski rząd prowadzi politykę historyczną czy politykę pamięci zgodną z polskim interesem narodowym. Powstają dwa muzea, których brakowało w naszym kraju przez całe lata po Okrągłym Stole, czyli muzea Żołnierzy Wyklętych - w Ostrołęce i w Warszawie przy ul. Rakowieckiej. Z kolei minister kultury zapowiada powstawanie superprodukcji dotyczących polskiej historii. Również Ministerstwo Obrony Narodowej prowadzi bardzo wiele działań w celu przywrócenia pamięci o naszych bohaterach. Przeżywamy renesans polskiej historii, ale potrzebny jest tu jeszcze przynajmniej jeden niezwykle ważny krok. W gestii Ministerstwa Edukacji Narodowej leży przywrócenie historii Żołnierzy Wyklętych do szkół. Ta wiedza powinna być ogólnie dostępna, nie jako dodatkowa, lecz zawarta w ramach programu nauczania historii w szkole. To sprawa kluczowa, ponieważ dzięki temu na trwale odzyskamy naszą historię i pamięć o bohaterach.

Na „Dzień Zwycięstwa” w Moskwie - defilady wojskowe i wielkie święto, w Warszawie - biało-czerwone flagi na autobusach, a w Nowym Jorku... Demonstracja pod polską ambasadą. Młodzież jednej z żydowskich szkół średnich pod przewodnictwem rabina Friedmana wznosi transparenty z hasłami w rodzaju „3 miliony Żydów zamordowanych w Polsce”, „Nie zapomnimy!”, „Polska spłynęła krwią”. Organizator mówi wprost, że Polacy są winni, bo przyzwalali na Holokaust, zaś polscy świadkowie demonstracji zauważają, że protestujący uczniowie nie mają de facto żadnej wiedzy o naszej historii, szafując jedynie hasłami wyjętymi „żywcem” z publikacji Jana Tomasza  Grossa. Jak my, jako Polacy, możemy przeciwdziałać takim sytuacjom?

O tych sprawach trzeba mówić w szerszym kontekście.  Z jednej strony musimy na różne sposoby promować naszą historię w kraju, z drugiej - powinniśmy odpowiadać w sposób jasny i zdecydowany na tego rodzaju ataki. Są to przejawy zjawiska, które właściwie nie zostało nigdy nazwane, jednak ja nazywam to wprost antypolonizmem. Jeśli mówimy o demonstracji przed ambasadą Polski w Nowym Jorku, było to coś przerażającego i skandalicznego. Być może coś przegapiłem, ale nie zauważyłem zdecydowanej reakcji ze strony Polski. Tego rodzaju ataki: demonstracje, publikacje w rodzaju J. T Grossa, kłamstwa o „polskich obozach”, wmawianie nam wrodzonego antysemityzmu i udziału Polaków w Holokauście Żydów, wszystko to powinno spotykać się ze zdecydowaną odpowiedzią władz Rzeczpospolitej. Takie zakłamywanie historii nie godzi bowiem jedynie w prywatne osoby, nie jest sprawą kilku osób czy środowisk. To zjawisko godzi w interes państwa polskiego. Kiedyś podczas spotkania organizowanego przez Redutę Dobrego Imienia powiedziałem, że chciałbym doczekać sytuacji, gdy Reduta, czy Fundacja „Łączka” przestaną odgrywać tak istotną rolę. Do niedawna w dużej mierze wyręczaliśmy państwo polskie. Stanowcze reakcje na antypolonizm i kłamstwa należą do obowiązków państwa. Już teraz widzę dużą zmianę w tej kwestii. Kolejne nadzieje można wiązać z nową ustawą o Instytucie Pamięci Narodowej. IPN powinien stać się placówką, która będzie zarówno promowała naszą prawdziwą historię i jednocześnie odpowiadała na antypolskie ataki. Nowe władze i nowe kompetencje mogą uczynić z tej instytucji centralną placówkę odpowiedzialną za polską historię.

Komu zależy na tym, by forsować tę, jak ja to nazywam, za publicystami i politykami, „pedagogikę wstydu”?

Na fałszowaniu naszej historii zależy bardzo wielu środowiskom – nie tylko w Polsce, ale i na świecie. I tak środowiska komunistyczne kurczowo trzymają się swojej wersji dziejów: że Polska została wyzwolona przez Sowietów, a Żołnierze Wyklęci byli „bandytami”. To również środowiska żydowskie, które mają dość jasno określony cel. Opluwanie Polski i zakłamywanie naszej historii ma służyć po prostu wymuszeniu od nas odszkodowań. W tle jest tu „przedsiębiorstwo Holocaust”. Nasz rząd stoi przed niełatwym zadaniem, gdyż tego rodzaju ataki nie tylko nieustannie mają miejsce, ale w ostatnim czasie wręcz nasilają się. Dlatego niezwykle ważne jest, aby nasi reprezentanci nie ustawali w dbałości o polski interes narodowy. A polega ona w dużej mierze na promowaniu prawdziwej historii Polski w kraju i za granicą.