Tomasz Wandas, Fronda.pl: W Hoover Institute w Stanford w USA dziennikarze Polskiego Radia i 'Rzeczpospolitej' odnaleźli dokumenty z prywatnej kolekcji generała Czesława Kiszczaka. Wśród nich znajduje się m.in. nieznany historykom list generała do Lecha Wałęsy z 31 maja 1993 r. „Mamy kolejne potwierdzenie, że Wałęsa był agentem SB i że ta sprawa stała się tajemnicą stanu całego systemu III RP. Bardzo ważnym strażnikiem tej niepamięci był Czesław Kiszczak” - komentuje w Polskim Radiu 24 autor "SB a Lech Wałęsa" historyk Sławomir Cenckiewicz. Co natomiast sądzi Pan o tym fakcie?

Tadeusz Płużański, szef publicystyki TVPinfo, prezes fundacji „Łączka”: Nie ulega wątpliwości, że to odkrycie jest ważną sprawą, gdyż wzbogaca naszą wiedzę o tamtych czasach, o metodach działania bezpieki i Kiszczaka. Ponadto jest to kolejny dowód na agenturalną działalność Lecha Wałęsy. Z treści listu możemy poznać kontekst wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, czy zabójstwa Grzegorza Przemyka i ks. Jerzego Popiełuszki. Natomiast na całą resztę należałoby spojrzeć z dużą dozą krytycyzmu i pewnego zaniepokojenia.

Dlaczego?

Odnalezionych dokumentów jest bardzo dużo, nie powinny znaleźć się w Stanach Zjednoczonych, dokładnie w amerykańskim archiwum, powinny być w naszym, polskim archiwum. Teraz moglibyśmy zastanowić się i prześledzić całą drogę jaką przebyły one z Polski do Stanów Zjednoczonych.

Skąd mogły się tam wziąć Pana zdaniem?

Pierwsze przesłuchanie, które odbyło się w willi Czesława Kiszczaka już po jego śmierci, nie miało charakteru przeszukania, a właśnie przez wydanie dokumentów przez wdowę po Czesławie Kiszczaku, które chciała przekazać do Instytutu Pamięci Narodowej. Ówczesny prezes, pan Łukasz Kamiński, nie był zainteresowany tymi dokumentami, jednak ostatecznie dał się przekonać i – jak dobrze pamiętam – w końcu prokuratura IPNowska weszła do willi Czesława Kiszczaka i dokonała przeszukania. 

Czy zatem nie zabezpieczono wtedy potrzebnych materiałów?

Fakt, że dokonano wtedy przeszukania, powinien świadczyć o tym, że wszystkie znalezione materiały zostały wówczas zabezpieczone. Tak jednak się nie stało, zresztą wielu ludzi mających wiedzę na ten temat mówiło wtedy że jest to „lipa”.

Jaki z tego wniosek?

Pozostało podejrzenie, graniczące z pewnością, że duża część materiałów Czesława Kiszczaka znajduje się gdzie indziej. Natomiast dzisiaj zdobywamy wiedzę, że tymi (pozostałymi) dokumentami dysponowała wdowa po Kiszczaku, która postanowiła zabezpieczyć sobie starość, być  może  sprzedając je za duże pieniądze Amerykanom.

Ponadto wiemy też, że już sam Kiszczak jeszcze za życia, starał się sprzedać teczkę „TW Bolek”, jednak tutaj zainterweniował sam Barack Obama, który – pewnie ze strategicznych powodów – nie wyraził na to zgody.

Jaki jest klucz tej sprawy?

Kluczem sprawy jest to, że te dokumenty powinny być własnością państwa polskiego, Czesław Kiszczak nie miał prawa ich przejmować, nie miał prawa ich przetrzymywać. Za popełnienie obu tych czynów grozi odpowiedzialność karna. Czesława Kiszczaka nie ma już wśród nas, więc nie odpowie za te przestępstwa. Natomiast, należałoby się zastanowić, czy nie należałoby pociągnąć do odpowiedzialności wdowy po Kiszczaku, jeżeli jest współwinna tym przestępstwom. 

Czy nie jest to zbyt daleko idąca sugestia?

Fakt jest taki, że to Maria Kiszczak przechowuje bardzo ważne dokumenty, a nawet sprzedaje je, mając świadomość, że powinny one należeć do państwa polskiego. Oczywiste jest, że państwo polskie już dawno powinno przejąć te dokumenty, a na marginesie watro przypomnieć, że za życia Czesław Kiszczak w szeregu wywiadów mówił, że dysponuje materiałami które „ogląda w telewizji”. Skoro nimi dysponował, to znaczy, że wcześniej nielegalnie je przejął. Dlatego śledczym państwa polskiego, zwłaszcza IPN-u, powinna zapalić się lampka ostrzegawcza. To już wtedy prokuratura powinna wkroczyć do domu Kiszczaka w celu zapezpieczenia ważnych dla państwa polskiego dokumentów, tak się jednak nie stało. Fakt, że akta sprzedane przez wdowę po komunistycznym zbrodniarzu  odnaleziono  w Stanach Zjednoczonych, a nie u nas, powoduje, że nie wiadomo „czy się śmiać czy płakać”. Podobnie zresztą ma się sprawa z Lechem Wałęsą, który również „w swoim czasie” nielegalnie przejął ważne dla państwa polskiego dokumenty, zawierające informacje dotyczące jego osoby.

Czy je zniszczył?

Czy je zniszczył, czy schował? Tego nie wiemy. Natomiast Lech Wałęsa jeszcze żyje, paraduje w strojach plażowych albo w koszulkach z napisem „konstytucja” po pogrzebach naszych bohaterów.

Dzisiaj z pewnością możemy możemy stwierdzić już, że Wałęsa był TW Bolkiem, stąd kandydując na urząd prezydenta musiał skłamać i złożył fałszywe oświadczenia lustracyjne co podlega procedurze karnej. Państwo polskie, szczególnie w świetle stanu wojennego powinno przemyśleć, czy nie należałoby zachować się jak trzeba i przejrzeć listę żyjących komunistycznych zbrodniarzy, a następnie czym prędzej materiały dotyczące Kiszczaka, Wałęsy, Lesiaka, których z pewnością jest jeszcze mnóstwo.

Przypomnę, że żyją: Władysław Ciastoń – szef FSB z czasów stanu wojennego czy Jerzy Urban. Obaj na pewno zgromadzili ciekawą dokumentację, która miała dać im poczucie bezpieczeństwa – i jak widać tego typu dokumenty mogą być świetną lokatą bezpieczeństwa. Przez fakt, że państwo polskie nie działało przez wiele lat zostaliśmy pozbawieni bardzo ważnych zbiorów archiwalnych, teraz odnajdywanych w archiwach innych państw.

W liście Kiszczaka do Wałęsy generał sugeruje, że wie o agenturalnej przeszłości ówczesnego prezydenta, ale zapewnia go jednocześnie o swojej lojalności. Dalej Kiszczak przyznaję się Wałęsie do tego, że w podległym mu MSW PRL niszczono materiały Departamentu IV, którego funkcjonariusze zajmowali się inwigilacją Kościoła.Pytanie dlaczego Kiszczak sugeruje Wałęsie, że wie o tym, ze Wałęsa to agent? Co na to Wałęsa? O czym świadczy fakt niszczenia ważnych dokumentów dotyczących inwigilacji Kościoła?

Sprawa jest bardzo prosta, gdyż Czesław Kiszczak - w tym nieznanym wcześniej liście – pokazuje, że ma „w ręku” Wałęsę, wie on, że Wałęsa do TW Bolek. Słowa tego listu jasno wskazują na to, że szachuje on Lecha Wałęsę.

Po co te szachowanie Wałęsy?

Kiszczak chciał wywrzeć presję na Wałęsie, aby ten nie wdawał się w jakiekolwiek historie, które miałyby doprowadzić do lustracji w Polsce (Kiszczak w liście wyraża swoje obawy co do tego, że do władzy mogą dojść partie prolustracyjne). Komunikat do Wałęsy jest jasny: jeśli ty będziesz chciał przeprowadzać w Polsce procesy lustracyjne, dekomunizację, to wtedy my, czy też ja – Czesław Kiszczak ujawnię twoją przeszłość, gdyż wszystko na ciebie mam, więc lepiej postępuj tak jak resort (czyli ja Czesław Kiszczak) sobie tego życzy.

Dziękuję za rozmowę.