Poważny serwis ekonomiczny Bloomberg podał, że w kwestii zarobków Polacy plasują się, owszem, przed Filipinami (tam robotnik zarabia w przeliczeniu 7 zł na godzinę), ale w Europie jesteśmy dosłownie na szarym końcu. Polak z 8 złotymi/godz. może z zazdrością oglądać plecy Czecha (37zł/godz.), Słowaka (36zł/godz.), Estończyka (32zł/godz.) czy nawet przedstawiciela kraju porównywalnego z nami, gdy chodzi i PKB na głowę mieszkańca ‒ Węgry (28zł/godz.). Nie ma co już mówić nawet o Szwajcarze (181zł/godz.), Belgu (163zł/godz.), ten akurat przykład dobrze zna mieszkający tam obecnie Donald Tusk, bądź co bądź przecież istotny współsprawca tego dramatu Polaków.

Tymczasem nawet minister pracy i polityki społecznej(?) z PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, twierdzi, że jeśli będą dalej tak fatalne zarobki, to rynek pracy coraz bardziej będzie się pogarszał. Tłumacząc z rządowej nowomowy na język polski ‒ czytaj: emigracja będzie wzrastać, bo Polacy będą wiać z kraju tam, gdzie ich praca jest po prostu bardziej szanowana. To grozi dramatycznymi skutkami społecznymi i to w perspektywie nie paru, lecz kilkunastu – parudziesięciu lat.

I tego nie zrobiły krasnoludki, tylko rządząca od ośmiu lat ekipa.

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie 13 X 2015