Jakie są szanse na wzmocnienie wschodniej flanki NATO i co właściwie może nam przynieść rozpoczynający się szczyt NATO w Warszawie? Rozmawiamy na ten temat z dziennikarzem Andrzejem Talagą.

 

Na spotkaniu Sekretarza Generalnego NATO Jensa Stoltenberga z ministrem obrony narodowej Antonim Macierewiczem potwierdzone zostało rozmieszczenie na wschodniej flance czterech wielonarodowych grup batalionowych. Czy to już oznacza wzmocnienie wschodniej flanki NATO, czy też jest to początek dalszych działań?

To właściwie nie jest jeszcze pierwszy krok, bo to wzmocnienie nastąpi dopiero po szczycie NATO. Była więc to raczej zapowiedź tego, co może nastąpić na szczycie. We wzmocnieniu wschodniej flanki nie chodzi przy tym tylko o zwiększenie liczebności żołnierzy, ale o wzmocnienie jej w sensie możliwości przerzutu wojsk. Te cztery bataliony, które mają się pojawić, być może będą wspomagane przez całą brygadę amerykańską. Prezydent Obama zadeklarował bowiem przerzucenie jednej brygady do Europy. Gdyby rzeczywiście NATO przysłało cztery bataliony, a USA zrealizowały te zapowiedzi, mielibyśmy tu siły równe mniej więcej dwóm brygadom. Oczywiście wiele się może zmienić po wyborach w USA.

Jak wielka byłaby siła obrony płynąca z obecności tych wojsk w naszym regionie?

Gdyby te siły były skupione w jednym miejscu, faktycznie miałyby duże znaczenie, ale rozrzucone nie posiadałyby aż takiej siły. Jeżeli miałyby to być oddziały zdolne w zupełności odeprzeć atak, musiałyby być o wiele większe, przeznaczenie tych jednostek będzie zupełnie inne. Zadaniem tych oddziałów jest przyjęcie pierwszego uderzenia agresora i automatyczne wejście do walki. Jest to ogromna wartość, bo będzie to oznaczało, że z automatu do walki wchodzą również kraje, z których te wojska pochodzą. Nie trzeba będzie czekać na deklarację np. od Wielkiej Brytanii, bo ona od pierwszego dnia będzie w stanie wojny z krajem, który zaatakowałby nasz region.

Jakie jeszcze zadania miałyby spełniać te oddziały?

Ich zadaniem byłoby też przygotowanie przybycia do naszego regionu większych grup, może nawet takich w sile dywizji i korpusów. Teraz na szczycie NATO można liczyć na odbudowanie zdolności państw członkowskich do działania w tak dużych grupach. W tej chwili tego nie ma, obecnie nie można przerzucić dużej dywizji z kraju A do kraju B, ponieważ jest to niewykonalne z powodów logistycznych, planowania itd. Ten szczyt oprócz tego, że pojawią się u nas pojedyncze oddziały i grupy batalionowe, ma doprowadzić do tego, by możliwe było szybkie przerzucenie większych grup wojsk w wypadku wojny. To byłoby dużo bardziej znaczące, jeśli by miało dojść do agresji na Polskę, niż tych kilka grup batalionowych.

Więc głównym celem szczytu będzie nie tyle rozmieszczenie wojsk na wschodniej flance, co przygotowanie wschodniej flanki na ich przyjęcie?

Mamy tu do czynienia z dwiema podstawowymi wartościami. Pierwsza wartość to, fakt że w ogóle będą tu jacyś żołnierze, którzy włączą się do walki, automatycznie włączając do niej swoje kraje. Drugą rzeczą jest doprowadzenie do szybkiego przerzucenia dużych grup żołnierzy. Te dwie wymienione sprawy to rzeczy, których do tej pory w ogóle nie było i byłyby one kluczowe dla obrony naszego kraju i regionu w wypadku agresji z zewnątrz.

Jak Pan ocenia szanse na wprowadzenie takich właśnie zmian na warszawskim szczycie?

Uważam, że szanse na zrealizowanie tak nakreślonego planu są bardzo duże. Gdyby zakładać, że wzmocnienie Polski miałoby polegać na przybyciu tu ogromnych brygad, wtedy szanse byłyby małe. Ale jeżeli miałoby to wyglądać tak, jak powiedziałem, to znaczy, że wysunięte grupy byłyby przyczółkami pierwszego reagowania i ułatwiona miałaby zostać logistyka i ewentualny przerzut większych wojsk, to na to szansa jest spora. Już w tej chwili jest zgoda na tego typu działania, trzeba tylko wyłożyć pieniądze. To zrobili już Amerykanie, inwestując miliardy dolarów, teraz zostaje tylko wkład europejskiej części NATO.

Wprowadzenie tych zmian byłoby więc jednoznacznie dobre dla Polski?

Dla nas wartością jest już zwrot myślenia w NATO w kierunku tego, że wojna jest możliwa. Następuje zwrot ku temu, że NATO potrzebuje dużej liczby żołnierzy, których można łatwo przemieścić. Ta świadomość sprawi, że realizacja powyższych punktów jest bardzo prawdopodobna i może ona zbudować siłę NATO, realną siłę, bo do tej pory Pakt Północnoatlantycki miał raczej siłę polityczną, nie miał zaś możliwości rzeczywistego oddziaływania na terytorium, na którym jest rozpostarty.

Możemy być więc optymistami przed szczytem NATO w Warszawie?

Tak, jeżeli chodzi plan zakreślony tak, jak to tutaj zrobiliśmy. Jeżeli komuś marzy się plan maksimum, czyli rozmieszczenie u nas wielkich grup żołnierzy, to jest to nierealne założenie. Tym niemniej szczyt może przynieść bardzo pozytywne dla nas rozwiązania.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW