"Zawarte właśnie porozumienie Unii Europejskiej z Turcją daje światełko nadziei na powstrzymanie inwazji uchodźców na Europę. To dobry sygnał, bo UE zaczęła już trzeszczeć w szwach, co fatalnie się przekłada na bezpieczeństwo Polski" - pisze Andrzej Talaga na łamach "Rzeczpospolitej".

Zdaniem analityka jeżeli rozpadłaby się UE i doszłoby do gry "wszystkich przeciwko wszystkim", Polska miałaby w dłuższej perspektywie "niewielkie szanse na przetrwanie jako suwerenne państwo".

Talaga wskazuje, że doprowadzenie do ponownego koncertu mocarstw poprzez rozbicie spójności Unii Europejskiej jest jawnie deklarowanym celem Moskwy. "Rosja mająca naprzeciw siebie spójną Unię ma mniejsze pole manewru. Kiedy jednak stoi wobec kilku, kilkunastu państw europejskich z osobna, z którymi prowadzi geopolityczną rozgrywkę, rośnie w siłę i znaczenie" - pisze ekspert.

Talga przypomina, że wystarczy wskazać na Schengen: Ograniczanie tej strefy jest przecież ciosem w europejski handel, a zatem gospodarczym osłabieniem UE. To woda na młyn Rosji. 

"Porozumienie z Turcją pozwala na relatywny optymizm, że ta wizja się nie spełni. Imigranci sprawili, że Unia i Turcja mają wspólny interes. Ankara może nie tylko pomóc w uporaniu się z problemem uchodźców, ale w efekcie przyczynić się do odwrócenia trendów rozpadowych w UE" - dodaje autor i stwierdza, że na tym powinno szczególnie zależeć Polsce. 

"Polska powinna być pierwszym krajem unijnym orędującym za strategicznym partnerstwem UE z Turcją. Ten tandem ma głęboki geopolityczny sens" - pisze Andrzej Talaga na łamach "Rzeczpospolitej".

wbw/rzeczpospolita.pl