Profanowanie chrześcijańskich symboli religijnych spowszedniało. Kto odważny w imię wolności ekspresji artystycznej obsika Koran albo napluje na Gwiazdę Dawida?

Profanacja Biblii, beszczeszczenie krzyża, drwiny ze świętych to właściwie norma. Te wybryki są motywowane artystyczną ekspresją i wolnością wyrażania swoich poglądów w dziedzinie sztuki. To oczywiście ściema.

Antyreligijność dotyczy wyłącznie chrześcijaństwa. Nie ma odważnych, aby pajacować proroka Mahometa, albo podrzeć Koran. Oznaczałoby to w zasadzie wydanie na siebie wyroku śmierci zarówno na teatr, aktorów jak i reżysera.

Podobnie z judaizmem. Drwienie z Holocaustu, Tory, Gwiazdy Dawida oznaczałoby oskarżenie o antysemityzm i śmierć cywilną całej trupy. Na to nikt się nie odważy, zwłaszcza, gdy na straży stoi Gazeta Wyborcza i inne dyspozycyjne instytucje.

Może porwać się z satyrą oraz ironią na mniejszości seksualne, zrobić jakąś sztukę, nie o rowerach, w której padałoby co rusz słowo „pedał”, może gwałcący dzieci wraz z kolegą po fachu? Wolne żarty, to przecież homofobia, dyskryminacja i mowa nienawiści.

Jeszcze jeden pomysł: wyszydzić Platformę Obywatelską w Warszawie, napisać sztukę o aferze ze zwrotami gruntów. Umieścić Hannę Gronkiewicz-Waltz w więzieniu, czysto teoretycznie, Donalda Tuska zaś w kazamatach za Smoleńsk, oczywiście tak dla żartów. Nie, to także niemożliwe. Oni przecież dają kasę na teatr, nie można z nimi zadzierać…

Co innego z chrześcijanami. Oni są tak głupi, że nadstawią drugi policzek. Jeśli nie można ich akurat zabić, zawsze można obrazić, znieważyć, poniżyć, opluć i wyśmiać. W imię bon tonu, kultury bardzo wysokiej, oczywiście tolerancji, przyzwoitości.

W rzeczywistości, laicka lewica zieje nienawiścią do katolików, księży i Kościoła z jednego powodu. Wewnętrznego konfliktu sumienia. Nauka Chrystusa nieustannie jest ich lustrem, a z prawdą o sobie, wiadomo, najtrudniej sobie poradzić. Stąd agresja, która nie ustanie.

Tak dzieje się przecież od ponad 2 tys. lat.

Tomasz Teluk