Nawoływania do tego, aby jak najszybciej zająć się sytuacją naszego kraju w Europarlamencie, abyśmy, broń Boże, nie wyemancypowali się tak jak Węgrzy, świadczą o jednym: Unia Europejska boi się silnej Polski.

Antypolska histeria przekracza nie tylko granice zdrowego rozsądku, ale także naszej ojczyzny. Po kolejnych rozpaczliwych listach, cytowanych przez TVN 24 (byłych prezydentów, premierów i marszałków układu okrągłostołowego, czy „przedstawicieli” rad wydziałów prawa – czyli niektórych pracowników akademickich o jedynym słusznym światopoglądzie), Platforma Obywatelska wzywa na pomoc sojuszników z zagranicy.

W sukurs towarzyszom z III RP popędził jak zwykle nieoceniony lewak Martin Schulz, którego wywrotowość jest powszechnie znana. Ten socjalistyczny polityk wsławił się wypowiedziami o konieczności „neutralizacji światopoglądowej” przestrzeni publicznej w Europie (czyli w praktyce usuwania krzyży i wszelkich chrześcijańskich symboli religijnych), czy ostatnio – o przymusowej alokacji uchodźców w Europie.

Tym razem, eurosocjaliści jednym chórem nawołują do tego, aby interweniować w Polsce, bo kiedy nie zrobi się tego w porę, nasz kraj stanie się państwem konserwatywnym, analogicznie do tego, co stało się na Węgrzech pod rządami Victora Orbana. Jak wiadomo, socjaliści tę sprawę przespali i nie mogą popełnić drugi raz tego samego błędu.

Dlaczego zarówno PO, jak i eurodeputowani z Niemiec boją się silnej Polski? Odpowiedź może być tylko jedna. Polska to kraj czterokrotnie większy od Węgier, jednak o znacznie większej sile oddziaływania. Gdyby dodać do naszej strefy wpływów wszystkie kraje Europy Środkowo-Wschodniej, mogłoby się okazać, że obejmuje ona grubo ponad 100 mln mieszkańców Unii Europejskiej. A na taką liczbę poza kontrolą UE, zarówno Bruksela, jak i Berlin nie mogą sobie pozwolić.

Silna Polska to realna alternatywa dla osi Paryż-Berlin. Polska wraz z Węgrami, innymi krajami Grupy Wyszehradzkiej, Państwami Bałtyckimi oraz Bułgarią i Rumunią, jest w stanie stworzyć realną przeciwwagę dla autodestrukcyjnej polityki europejskiej prowadzonej przez Zachód, oznaczającą bankrutujące państwa socjalne i kapitulację kulturową wobec znacznie niżej stojącej cywilizacji islamskiej. Dlatego warto wszystkimi środkami walczyć o pozycję naszej ojczyzny.

Dla polityków Platformy dobra pozycja naszego kraju jest jednak zupełnie czymś innym. Wyłożył to na Twitterze nieoceniony Donald Tusk, dotąd powściągliwy jeśli chodzi o losy kraju z którego wyemigrował za chlebem. Tusk bez żenady stwierdził, że dla Polski najważniejsza jest… reputacja na Zachodzie, na co ciężko pracowało jego środowisko zespół w zespół z towarzyszami z PSL, SLD, wcześniej z Palikotem, a dziś z Petru.

Dla PO dobra Polska to taka, która jest chwalona, lubiana i klepana po plecach, ale równocześnie: sprzedajna, dojona, marginalizowana, ignorowana i lekceważona. Widocznie politycy tej partii mają jakieś niezgłębione deficyty emocjonalne, które rekompensują sobie na arenie międzynarodowej. Ale, panowie, sprawy kraju są czymś znacznie poważniejszym.

Tomasz Teluk