Polska jest krajem specyficznym, w którym poparcie dla ideologii libertariańskiej maleje proporcjonalnie do wzrostu ilości zwolenników gospodarki rynkowej. Widać to chociażby po publicystyce i wynikach sondaży. Podczas, gdy ugrupowania wolnorynkowe osiągają historycznie wysokie wyniki, coraz rzadziej trafia się ktoś, kogo nagle olśniło po przeczytaniu np. „Cnoty egoizmu” Ayn Rand i chciałby się tym publicznie pochwalić.

Ideologia ateistycznych Żydów

Libertarianizm jest ideologią amerykańskich Żydów dla reszty świata. Można w niej znaleźć pewne elementy mesjanistyczne – oczekiwanie na kogoś, kto w końcu zlikwiduje socjalizm i zaprowadzi czysto kapitalistyczny porządek. Niemniej w swej fundamentalnej warstwie jest to ideologia ateistyczna. Pobożni Żydzi co prawda czekają na swojego zbawcę, który odtworzy królestwo Izraela na ziemi, niemniej w omawianym nurcie przeważają oczekiwania doczesne.

Rorthbard, Mises, Rand, Friedmanowie czy Nozick byli ateistami, dlatego zakres ich zainteresowań dotyczył zawsze teraźniejszości i był ugruntowany w potędze pieniądza, jako nośniku informacji, towarze czy kreatorze bogactwa. Zapatrywanie filozofów w tym przedmiocie było bardziej praktyczne. Gdy wprowadzi się nowy, libertariański ład, wywodzili, ludzie będą na tyle majętni, że nie będzie już ni ucisku, ni biedy. Boga więc nikt nie będzie potrzebował – niedopowiadali.

Oczywiście, aby to osiągnąć musi powstać nowy libertariański człowiek, który przyjmie ideały nowej ideologii. Nawiązanie do chrześcijaństwa jest tutaj oczywiste. Tak samo jak chrześcijanin to nowy człowiek, który przyjmuje Ducha Świętego, wyrzekając się grzechu, w wodach Chrztu Św. topiąc starego człowieka, w sposób identyczny nowy libertariański heros miał odrzucić socjalistyczne czy religijne uprzedzenia i przyjąć etykę kapitalistyczną.

Fałszywa antropologia

Aby przyciągać zwolenników libertarianizm posługiwał się swoją pokrętną antropologią, która musiała wzbudzać podejrzenie każdego studenta pierwszego roku nauk humanistycznych. Nie będę się tu zajmował dekadenckim obiektywizmem Ayn Rand, która twierdziła, że katolicy to osoby chore psychicznie, a największą z cnót jest spełnianie własnych zachcianek, bo w literaturze krytycznej napisano już na ten temat właściwie wszystko.

Dużo ciekawszą antropologię przedstawił Murray Rothbard w swoim manifeście libertariańskim. Rothbard wprowadza aksjomat o nieagresji, jako wyrzeczenie stosowania przemocy wobec drugiej osoby lub własności oraz dogmat samoposiadania – posiadania swojej osoby i owoców swojej pracy, z czego wywodzi świętość praw własności i wolności – stanu gdzie realizowany jest aksjomat o nieagresji. Rothbard de facto tworzy własną „trójce świętą”: ja, własność i wolność. Na tej triadzie oparta jest większość nurtów tej filozofii.

[koniec_strony]

Dla osoby wierzącej jest to herezja – antyteza chrześcijaństwa. Dla chrześcijanina nie jest ważny on sam, lecz zawsze ten drugi – bliźni, w którym widzi Chrystusa. Chrystusa, który nie miał własności, a którego wolność zrealizowała się w tym, że dał się ukrzyżować. Chrześcijanin żyje w prawdzie i nie ma złudzeń, że utopii o nieagresji da się zrealizować. Natura ludzka jest skażona przez grzech i choćby ktoś chciał nie będzie ani święty, ani wolny. Wolność można odnaleźć tylko w Bogu. Często jest to także wolność od własności. Chrześcijanin, wbrew sobie umiera dla drugiego człowieka. Wyrzekając się tego, do czego libertarianin tak bardzo jest przywiązany: siebie i tego, co posiada.

Rothbard robi dokładnie to samo, co demon  pierwszym rodzicom – Adamowi i Ewie. Kłamie: religia krępuje cię, abyś był naprawdę wolny. Mówi: Bóg cię ogranicza, Bóg cię nie kocha, przyjmując mój system wartości będziesz jak Bóg, będzie decydować co jest dobrem, co jest złem.

Zbór Barabasza

Libertarianizm jest ideologią rewolucyjną, która chce wywrócić porządek społeczny do góry nogami. Dla wyznawcy tego nurtu, chrześcijanin, czyli ten, który realizuje Chrystusowe Kazanie na Górze, musi być wariatem. No bo, kto normalny dawałby się okradać, wyzyskiwać, niesłusznie oskarżać i na dodatek kochać nieprzyjaciela, który krzywdzi? Dla filozofii libertariańskiej chrześcijaństwo to prawdziwy skandal, banda frajerów i nieudaczników.

Libertarianin chce, aby uwolnić Barabasza. Faceta silnego, gwałtownego, który będzie przywódcą i skruszy kajdany. Zniesie podatki czyli kradzież, wytępi złodziei czyli rząd, zniesie niewolnictwo czyli socjalizm. Tego typu podejście jest przeciwstawne postawie chrześcijanina, którą odnajdujemy choćby u św. Pawła, który nakazuje uległość wobec władzy świeckiej, pokorę, posłuszeństwo, płacenie podatków. Kto sprzeciwia się władzy, sprzeciwia się porządkowi Bożemu – pisze św. Paweł.

Radykalny zwolennik kapitalizmu widzi tylko siebie. Nie interesuje go drugi człowiek, którego traktuje instrumentalnie, jako zasób ludzki czy źródło zysku. Nie przyjmuje do wiadomości, że każdy ma „naturalne obowiązki redystrybucyjne”, jak doskonale uchwycił John Finnis. Biedni są sami sobie winni, chorzy i niepełnosprawni po prostu mieli pecha, wdowami i sierotami niech zajmą się bogatsi ode mnie.

Apogeum patologii takiego myślenia odnajdujemy choćby w libertariańskiej psychologii. Jeden z jej guru – Nathaniel Branden określa miłość jako odzwierciedlenie wartości własnej w drugiej osobie. Na miłość trzeba sobie zasłużyć. Nie można kochać obcych. Dzieci mogą być dla rodziców katastrofą – takie mądrości oferuje libertarianizm. Pominę inne powszechnie znane uzasadnienia aborcji jako obrony przed agresją obcego organizmu na ciele matki, czy pochwałę sodomii jako najwyższego wyrazu ekspresji własnej wolności.

Fałszywi prorocy

Libertarianizm jako ruch społeczny zorganizowany jest jako swoisty anty-Kościół. Ma swoje „święte” księgi, swoich „proroków”, swoich „kapłanów”, swoje zbory – ideologiczne think-tanki typu CATO Institute, swoje „rekolekcje” np. regularne konferencje czy szkolenia.

Warto zauważyć, że wszelkie wypowiedzi ze strony tych środowisk mają charakter pouczeń o charakterze moralnym. Także w prywatnych rozmowach libertaranie nie ukrywają, że ich prawdziwym celem jest służba ideologii czyli „nawracanie” na kapitalizm, szerzenie „dobrej nowiny” libertarianizmu. Nierzadko porównują się do pierwszych chrześcijańskich apostołów, a co bardziej bezczelni żądają, aby katolicy „nawrócili się” na kapitalizm, czyli porzucili swoją wiarę i zaczęli oddawać cześć idolom tej bezmiar fałszywej filozofii.

Na szczęście w Polsce libertarianizm nigdy nie osiągnął szerszej popularności, poza zainfekowaniem garstki fanatyków. Z powodu swojego synkretyzmu, jestem pewien, że nie wyjdzie poza ramy „choroby wieku szczenięcego”.

Jeśli ktoś próbuje na siłę pogodzić swoją wiarę z ideologią okres Wielkanocny sprzyja temu, aby skonfrontować wyobrażenia z rzeczywistością. No i w końcu zdecydować się kogo wybieramy: Chrystusa czy Barabasza? 

Tomasz Teluk