Niech Pan Bóg ma miłosierdzie dla komunistycznego dyktatora i bezwzględnego mordercy, który przez pół wieku żył kosztem swoich rodaków.

 

Oczywiście o zmarłych mówimy tylko dobrze, a sąd zostawiamy Stwórcy, ale pośmiertny zachwyt Fidelem ze strony europejskich elit, to już wypaczanie historii i wybielanie komunizmu - najbardziej zbrodniczego systemu politycznego świata.

Fidel Castro przez prawie 50 lat był jednym z filarów światowego komunizmu. Cierpieli z tego powodu jego rodacy. Kuba jest jednym z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych krajów globu. Dyktatura komunistyczna na Kubie pochłonęła zdrowie i życie nawet 100 tys. ofiar. Dynastia Castro wciąż uciska Kubańczyków.

Fidel i Raul są odpowiedzialni za aresztowania, egzekucje, tortury. Część zabójstwo Fidel Castro dokonywał osobiście. Można znaleźć zdjęcia, na których widać jak strzela on w głowę jeńcowi z owiązaną twarzą. Komunistyczni siepacze byli okrutni - nie oszczędzali dzieci czy kobiet w ciąży. W sumie mogło zginąć kilkaście tysięcy ludzi, a 100 tys. znalazło się w obozach i więzieniach.

„Czarna księga komunizmu” precyzyjnie mówi o 15-17 tys. zamordowanych w imię czerwonej ideologii. Represje, choć z mniejszym natężeniem, utrzymywane są do dziś. Castro zwalczał także Kościół Katolicki. Księży wsadzał do obozów pracy i więzień. Prześladowania chrześcijan na wyspie nie ustają.

Mimo wszystko Fidel Castro, podobnie jak Che Guevara są obecni w lewicowej ideologii jako latynoamerykańscy odpowiednicy Janosika i Robin Hooda. Ich rewolucja przedstawiana jest jako szczytna walka o sprawiedliwość społeczną i wyzwolenie jednostki spod jarzma tradycji i kapitalizmu.

Zupełnie odmienne zdanie mają ci, których bezpośrednio dosięgły represje - liczna amerykańska diaspora Kubańczyków, czy stowarzyszenia bliskich ofiar reżimu. Co prawda Kuba podnosi się z kolan, ale dopóki rządzi klan Castro, a komunistyczne zbrodnie są tematem tabu, także na arenie międzynarodowej, nie ma co liczyć na poprawę losu zwykłych mieszkańców wyspy.

Tomasz Teluk