Nie ustają głosy oburzenia na „schizmatyków” i „heretyków”, którzy rzekomo mają coraz większe wpływy w Watykanie. Polacy Rejtanem rzucają do obrony wiary i tradycji. Tymczasem powinni pierwsi uderzyć się w piersi.

Encyklika Humanae Vitae jako odpowiedź na globalną rewolucję seksualną nie pozostawia wiernym złudzeń. Dla katolika wszelka antykoncepcja jest moralnie niedopuszczalna, a akt małżeński powinien być zawsze otwarty na życie.

Mimo, iż możemy się szczycić, że polski Episkopat, w odróżnieniu od niemieckiego czy austriackiego, zawsze był w posłuszeństwie i jednością ze stolicą Piotrową, nie można tego samego powiedzieć o wiernych.

Dorośli Polacy za czasów PRL, czyli nasi rodzice, zaakceptowali nauczanie Humanae Vitae. Od połowy lat 60. ubiegłego wieku do połowy lat 80. mamy bardzo wysoki wskaźnik urodzeń na poziomie 600-700 tys. dzieci rocznie, prawie jak w okresie powojennym.

Jednak ich dzieci, czyli my, pokolenie wolności, III RP, od 25 lat, zachłyśnięci mentalnością Zachodu, odrzuciliśmy nauczanie Kościoła Katolickiego w kwestii otwartości na życie. Od lat 90. ubiegłego rodzi się coraz mniej, obecnie ok. 380 tys. dzieci. Jest to więc połowa tego, co przed półwieczem.

Wskaźnik dzietności jest najniższy w historii i wynosi ok. 1,3 dzieci na kobietę. W rekordowym 2004 r. było to nawet 1,22. Czyli obecne pokolenie jest o ponad 40 proc. mniej liczne od pokolenia ich rodziców. Jest to ogromna tragedia, nie tylko moralna, ale także narodowa i ekonomiczna.

Oznacza jedno – jako katolicy odrzuciliśmy Humanae Vitae i wcale nie jesteśmy lepsi od zbuntowanych współbraci w wierze z Zachodu. Jesteśmy tacy sami, a może jeszcze gorsi, ponieważ oni działali za przyzwoleniem swoich duszpasterzy, natomiast my obnosimy się ze swoją religijnością, ale nie dochowaliśmy wierności Kościołowi. 

Tomasz Teluk