Przeciek kolejnej, czwartek wersji stenogramu z kokpitu TU-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, zbiega się zarówno z terminem wyborów prezydenckich, jak i publikacją książki Jurgena Rotha, gdzie padają nazwiska osób zamieszanych w zamach.

Przedwyborcza wrzutka w przeddzień publikacji książki niemieckiego dziennikarza śledczego Jurgena Rotha jest nieprzypadkowa. Roth potwierdza w swojej publikacji najbardziej radykalne tezy opozycji. Mianowicie, że na pokładzie prezydenckiego samolotu doszło do wybuchu, zamachu dokonało FSB i to na zlecenie polityka partii rządzącej.

Dla zrównoważenia wydźwięku tej książki zdecydowano się powrócić do tez rosyjskiego MAK-u i Tatiany Anodiny. Według rosyjskiej wersji, którą ma potwierdzać udostępniony przez dziennikarzy RFM stenogram, za katastrofę odpowiedzialna jest sama załoga. Na pokładzie pito alkohol, w kabinie pilotów panował chaos i wywierano nacisk na pilotów, aby lądowali za wszelką cenę. Taką wersję sprzedały światu rosyjskie służby a wczoraj powtórzyły ją niemal wszystkie media głównego nurtu, wcielając się w rolę pożytecznych idiotów.

Cel został więc osiągnięty. Także ten polityczny. Ma on legitymizować prezydenturę Bronisława Komorowskiego i zwiększać jego szansę na reelekcję w nadchodzących wyborach. Obraz opozycji został po raz kolejny zamazany, zmanipulowany, zakrzyczany.

Na tym tle tezy opublikowane w książce Rotha, udostępnione wczoraj na łamach TV Republika brzmią szokująco. Roth uważa, że za zamach w Smoleńsku odpowiedzialny jest generał Jurij D. z FSB. Według informacji posiadanych przez niemiecki wywiad BND, na pokładzie miało dojść do zdetonowania materiału wybuchowego. Zlecenie na Lecha Kaczyńskiego miało zaś pochodzić „bezpośrednio od wysokiego rangą polskiego polityka”. FSB chętnie się zgodziła, bo Kaczyński przeszkadzał w robieniu interesów z Gazpromem. Do instalacji TNT na pokładzie samolotu miało dojść także przy współpracy z Polakami.

Z powyższego wyłania się bardzo smutny obraz Polski. Podzielonej, rozgrywanej przez obce wpływy i wywiady. Zarówno Rosji, jak i Niemcom jest na rękę, aby ich sąsiad był politycznie słaby, skłócony i podzielony. Wówczas mogą robić interesy ponad naszymi głowami i nikt nie będzie im przeszkadzał.

Warto zauważyć, że zapewne nieprzypadkowo na rynek medialny zostały wrzucone dwie najbardziej ekstremalne wersje tego, co mogło wydarzyć się pod Smoleńskiem. Zarówno Berlinowi, jak i Moskwie musi bardzo zależeć, aby Polska za bardzo się nie wyemancypowała i aby nie doszło do zmiany władzy w naszym kraju.

Tomasz Teluk