Jednym z najważniejszych pojęć XX wiecznej teologii okazała się „recepcja”, czyli proces rozumienia, przyswajania i zakorzeniania nauczanie Kościelnego we wspólnocie wiernych. The Dictionary of Ecumenical Movement [N. Lossky et al. (red.), Geneva 1991, hasło: Reception] podaje taką oto definicję tego pojęcia. Jest to proces: „Poprzez który lokalne kościoły przyjmują decyzje soboru, a zatem rozpoznają jego autorytet. Proces ten jest złożony i może trwać całe stulecia […] proces recepcji trwa w ten czy inny sposób, dopóki kościoły dokonują rachunku sumienia na podstawie tego, czy konkretny sobór został przyjęty i przyswojony właściwie i z uzasadnieniem.” Pewne aspekty procesu recepcji, choć jeszcze bez użycia tego słowa, zauważył już kardynał John Henry Newman, który w swoich pismach stwierdzał, że „do rzadkości należały sobory, po których nie dochodziłoby do jakiegoś poważnego zamętu.” (The letters and Diaries of John Henry Newman, XXV, Oxford 1979, 175).


Jeśli tak jest w istocie to znaczy, że historia teologii XX wieku jeszcze się nie zakończyła, a właściwie dopiero się rozpoczęła. Oczywiście – Bernard Sesboue, który odnosi recepcję jedynie do dokumentów ogłaszanych przez odpowiednie gremia Kościoła, pewnie by się nie zgodził na tak szeroką interpretację, jak recepcja teologii określonego wieku. Chodzi jednak o to, że recepcja jest procesem niemal nieustającym i przerwać ją może tylko zupełne zapomnienie jakieś części twierdzeń, czy intuicji. Zawsze pozostaje jeszcze możliwość „ponownej recepcji”. Oczywiście trwałym będzie pytanie, czy w Kościele możliwe coś takiego jak całkowite zapomnienie, skoro w najgłębszym sensie pamięć Kościoła jest pamięcią samego Boga, od której, jak pisał Joseph Ratzinger zależy zmartwychwstanie naszych ciał. Jeśli Bóg o nas nie będzie pamiętał, nie zachowa nas jako nas w swoim umyśle, jak będziemy mogli narodzić się na nowo? To jednak nieco inny temat.


Yves Congar w swoich ważnym tekście La „reception” comme realite ecclesiologique [“Revue des sciences Philosophiques et Theologiques” 56 (1972), 369-403.] definiował recepcję jako sposób w jaki Kościół przyjmuje i rozumie Ewangelie.


To wszystko jednak – ta głęboka świadomość procesów kościelnych nie uchroniła wieku XX od zawirowań do jakich prowadzi recepcja. Oczywiście inaczej byśmy mówili o całej teologii minionego wieku gdyby nie Sobów Watykański II, będący ważnym punktem w historii Kościoła. Ciekawą książką pokazującą proces recepcji zarówno nauczania Soboru jak i zmian teologicznych, jest praca Fergusa Kerra Katoliccy teolodzy XX wieku. Od neoscholastyki do mistyki oblubieńczej. Szczególnie jeśli zestawimy ją ze starymi i znanymi w Polsce opracowaniami teologii, jak książka Raymonda Willingsa Teologia współczesna, czy jeszcze bardziej – Przełom w teologii katolickiej Mark Schoofa. Podczas gdy te dwie książki ograniczały się właściwie jedynie do prezentacji tego co zostało określone „nową teologią” i interpretowały Sobór Watykański przede wszystkim z perspektywy nowości, bez głębszego uzasadnienia pominięcia choćby neoscholastyki, tak wydana po angielsku w 2007 roku książka Kerra zawiera w sobie dystans intelektualny wprowadzający zasadnicza zmianę klimatu do myślenia o XX-wiecznej teologii.


Fergus Kerr w powtarza wprawdzie, że przezwyciężenie neoscholastyki było największym osiągnięciem teologii katolickiej w XX wieku, jednocześnie rzadko pozwala sobie na kpiny z metody neoscholastycznej. Najwybitniejszych jej przedstawicieli traktuje w powagą, rozważa ich argumenty i przede wszystkim zaznacza, że narosło wobec nich wiele niesprawiedliwych stereotypów, których nie rozwiejemy bez reedycji najważniejszych dzieł takich mistrzów jak Garigou-Lagrange. W swoich omówieniach także skupia się na postaciach nowej teologii, ale starym metodom także poświęca sporo miejsca - przywołując je jako kontekst i pokazując, wedle własnej opinii, ich negatywny, ale też pozytywny wpływ na najważniejszych autorów teologii katolickiej minionego stulecia. Szczególnie omówienie kryzysu modernistycznego pozwala dostrzec, że Kerr nie chce budować frontów wewnątrz katolickich, ani konstrukcji wykluczających wartościowe elementy różnych szkół. Już to oznacza przesunięcie w stosunki do różnych afirmacji modernizmu w pracach autorów także katolickich.


Jego uzasadnienia sprzeciwu wobec „starej szkoły” także są dużo bardziej wiarygodne od tych jakie znajdujemy w dawniejszych opracowaniach. Kerr idzie w tej kwestii za MacIntyrem: „Paradoksalnie odrodzenie filozofii tomistycznej, w ślad za dyrektywą Leona XIII – której intencją było utrzymanie filozofii modernistycznej z dala od katolicyzmu, a szczególnie niemieckiego romantyzmu – dokonało się dokładnie według tych samych kanonów racjonalności, jakie odnajdujemy w Oświeceniu. Oświeceniowym ideałem było osiągnięcie ponadczasowych, uniwersalnych i obiektywnych konkluzji poprzez praktykowanie jednolitej i ahistorycznej formy rozumowania”. Książka jest w wielu miejscach próbą pokazania w jaki sposób teologia katolicka poprzez „powrót do źródeł” poszukiwała oddechu tradycji – tradycji dawniejszej niż „tradycyjny”, ale tak naprawdę dość młody neoscholastycyzm. Równocześnie Kerr często, nie wprost, odwołując się do „starej szkoły”, wytyka trudności wynikające z teologicznych rozważań młodszego pokolenia myślicieli.


Zaskakujący jest rozdział poświęcony Josephowi Ratzingerowi. Wobec poruszenia problemu historyczności w teologii mogłoby się wydawać, że istotne stanie się omówienie teologicznej hermeneutyki, charakterystycznej dla papieża Benedykta, jako następnego kroku przezwyciężającego wiele z trudności analizy historycznej. Jednak prawie nic na ten temat nie znajdujemy. Co nieco tylko w podrozdziale „Historia i ontologia”, który jednak odnosi się do czasów wcześniejszych poprzedzających posługę Ratzingera w Kongregacji Nauki Wiary. Jest także krótkie omówienie kwestii deklaracji Dominus Iesus, gdzie przyszły papież Benedykt XVI może liczyć na przychylność autora. Najwięcej jednak miejsca Kerr poświęca teologii oblubieńczości zawartej w Liście do biskupów Kościoła katolickiego o współdziałaniu mężczyzny i kobiety w Kościele i świecie, opublikowanym przez Kongregację Nauki Wiary. W całym artykule Ratzinger jawi się jako kontynuator teologiczny Jana Pawła II, a szczególnie jego teologii antropologicznej zwanej potocznie teologią ciała.


/

 

Trudno wyciągać szersze wnioski z takiego doboru tematycznego w twórczości Benedykta XVI. Być może rozwiązanie znajduje się w ostatnim rozdziale książki zatytułowanym „Po Soborze Watykańskim II”, gdzie rozważanych jest wiele trudnych współczesnych problemów teologii i Kościoła. Możemy powiedzieć, na przykładzie książki Kerra, że recepcja ostatniego Soboru posunęła się do przodu, to znaczy odzyskana została w znacznej mierze świadomość zakorzeniania jego ustaleń w starszych tradycjach, a nawet w tych formach katolickiego myślenia, które po Soborze brutalnie i radykalnie rugowano z seminariów i wydziałów teologicznych. Równocześnie widać, że Kerrowi sprawia trudność papieska konsekwencja w ukonkretnianiu takich wniosków. W czasie kiedy przygotowywał książkę, nie było jeszcze dokumentu Summorum Potificum, ani nie toczył się dialog z Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X (przynajmniej nie były to kontakty oficjalne), dlatego też Kerr nie dowierza w powrót starej liturgii, raczej wspomina o ideach reformy reformy, czy retradycjonalizacji liturgii. Daleki jest równocześnie od dawnego entuzjazmu, pisząc wprost o szerokich kręgach katolików niezadowolonych po Soborze ze zmian w liturgii i uważających je za dzieło zniszczenia. Dość twardo wypowiada się o integrystach, równocześnie z pełną świadomością kościelną zauważa, że nie jest dobrze skoro tak wielu wiernych pozostaje pod opieką duszpasterską kapłanów funkcjonujących poza pełną jednością z Rzymem – tu jednak głównie wymienia sedewacantystów.


Na koniec należy dodać, że książka jest napisana w przejrzysty i ciekawy sposób, który nie odstręczy raczej czytelnika amatora. Zasadniczą jej zaletą jest wyraźnie dostrzegalne przesunięcie w ocenie różnych aspektów myśli kościelnej, które może wskazywać na pewnego rodzaju przezwyciężenie nieopanowanego entuzjazmu lub rozpaczy jakie mogliśmy obserwować przez pierwsze dziesięciolecia po Soborze. Trzeba mieć nadzieje, że gdy przeminie kolejny pontyfikat będziemy mogli sięgnąć do innego, nowego omówienia, problemów postawionych przez Kerra i stwierdzimy przy jego lekturze ze zdziwieniem, że stanowiska, które dziś wydają się nam niemożliwe, okażą się centrum katolickiego myślenia, a zarówno Sobór jak i teologia XX wieku zajmie pokornie swoje miejsce w łańcuchu Tradycji.


Fergus Kerr, Katoliccy teolodzy XX wieku. Od neoscholastyki do mistyki oblubieńczej, Wydawnictwo WAM, Kraków 2011.

 

Tomasz Rowiński