Nie mam problemu z publicznym karmieniem piersią. Karmiłam dzieci niemal w każdym miejscu, w którym one sygnalizowały taką potrzebę. I w nosie miałam komentarze czy złowrogie spojrzenia tych, którzy uważali moje zachowanie za niestosowne. Nie wiem, co może być niestosownego w karmieniu dziecka, szczególnie jeśli odbywa się ono w sposób dyskretny, a lata wprawy sprawiły, że nauczyłam się robić to dyskretnie. I nie tylko ja.

To, co dla matki małego dziecka jest naturalne, dla niektórych jest niesmaczne, obsceniczne czy wręcz wulgarne. Potrafią w niezbyt kulturalny sposób zwrócić uwagę, w ekstremalnych sytuacjach wyzwać nawet od dojnych krów. Albo odesłać karmiącą matkę do toalety. Tak jak panią Liwię, która teraz przed sądem zamierza walczyć o prawa karmiących matek.

Zdarzenie opisuje portal TVN24. Kobieta w restauracji chciała nakarmić dziecko. Kelner zaproponował jej, by się od karmienia powstrzymała (jak wiadomo niemowlę jest w tej kwestii nienegocjowalne), albo poszła do „zacisznego miejsca”, jakim jest … restauracyjna toaleta. Jest tam cicho, spokojnie, sielankę tę przerwać mogą jedynie nerwowe pukania innych klientów, jeśli karmienie będzie trwało zbyt długo.

Marzeniem moim i pewnie każdej karmiącej matki byłyby dyskretne kąciki w miejscach publicznych, w których bez zbędnych świadków i głupich komentarzy mogłybyśmy karmić swoje dzieci. Jeśli ich nie ma, a w większości miejsc publicznych nie ma, należy zaakceptować obecność matek karmiących w przestrzeni publicznej. Paradoksalnie to ekologiczne społeczeństwo, które biega po sklepach w poszukiwaniu produktów bio, odrzuca kobiety, które dają dziecku najlepszy pokarm. Bo naturalny. Matki karmiące są dziś naprawdę dyskryminowane, mimo tak silnej promocji karmienia piersią, jako czegoś najbardziej naturalnego na świecie. Trudno, żebyśmy zamknęły się w domu na okres karmienia, bo jeszcze ktoś poczuje się zniesmaczony. I super, że kobiety – na przekór krytyce – wychodzą i nie wstydzą się karmienia piersią. Jeśli widok karmiącej matki kogoś gorszy, to jego problem. Dla mnie to najpiękniejszy widok na świecie i zawsze z zachwytem patrzę na to, jak mama karmi swoje dziecko.

Nie wiem, co siedzi w głowach ludzi, którzy miejsce dla karmionego niemowlęcia widzą w toalecie, wśród zarazków i bakterii. Ciekawa jestem, czy sami z przyjemnością postawiliby talerz na klozecie i zajadali swój posiłek? Wątpię, większość na samą myśl o konsumpcji w takim miejscu ma zapewne odruch wymiotny. Dlaczego więc tak chętnie odsyła się tam karmiące matki. I nie jest to tylko problem Polski, Dwa lata temu studenci z University of Northern Texas przygotowali kampanię „When Nurture Calls". Składały się na nią plakaty z młodymi dziewczynami karmiącymi swoje dzieci w ciasnych kabinach WC. Zdjęcia opatrzono hasłami: "Stolik dla dwojga", "Smacznego", "Prywatna jadalnia".

Ja za taką „prywatną jadalnię” dziękuję. Podobnie inne matki. Pani Liwii gratuluję odwagi i determinacji. Ale jeśli się nie da po dobroci, to trzeba walczyć o swoje prawa. Mężną karmiącą piersią.

Małgorzata Terlikowska