Dawno przestałyśmy być „puchem marnym”. Chcemy być silne, odważne, samowystarczalne. Chcemy być męskie, bo to, co męskie, jest wartościowe. To co kobiece, to zbędny balast. Pozbywamy się czegoś, co stanowi naszą istotę. Kultura widzi nas jako facetów w spódnicy. I temu trendowi się poddajemy. Wrażliwość, empatia, łagodność – cechy te najlepiej odrzucić. Bo one takie kobiece są. Tyle, że takie działanie to gwałt na naturze. Płeć nas bowiem określa i determinuje. To, że urodziłam się kobietą, sprawia, że inaczej myślę, dostrzegam, rozmawiam, słucham, wychowuję. I naprawdę nie mam z tym problemu, że robię coś po kobiecemu. Nie spędza mi to snu z powiek.

Nie chcemy być kobietami, bo to takie stereotypowe. A wiadomo, że stereotypy są złe. Lepiej określić się mianem osoby, byle nie użyć tego okropnego słowa „kobieta”. Bo poczujemy się mniej wartościowe, mniej docenione? Zresztą trzeba dziś przecież patrzeć na wszystko przez okulary równościowe, więc nawet lepiej jak będą same osoby, bo wówczas wszyscy będziemy równi i nikt nikogo dyskryminował nie będzie. Tyle że takie założenie antropologiczne jest z gruntu fałszywe. W końcu „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”.

Moja kobiecość wiążę się z dawaniem życia. Z rodzeniem. Gdyby nie miało to znaczenia i kobiety, i mężczyźni mogliby rodzić. Bóg tak stworzył świat, że ten przywilej dał tylko nam, kobietom. To w naszych ciałach jest miejsce dla drugiego człowieka. To pod naszym sercem dziecko rośnie i się rozwija. To my je wydajemy na świat. Nie od razu odkryłam tę metafizykę. Potrzebny był czas, żeby to zrozumieć. Potrzebny był czas, żeby w fizjologii dostrzec piękno rodzącego się życia.

Potrzeba macierzyństwa, dania siebie komuś w pełni na wyłączność realizuje się nie tylko przez poród. Wiele kobiet realizuje w sposób piękny i bardzo głęboki  „macierzyństwo duchowe”. Same nie mając dzieci, są cudownymi ciociami dla swoich siostrzeńców i bratanków, są cudownymi nauczycielkami, lekarkami, siostrami zakonnymi. Gotowe służyć innym w każdym momencie swojego życia. Wiele z nich czuje pustkę i tęskni za macierzyństwem fizycznym. To normalne. Tak jak za byciem ojcem tęsknią na przykład księżą. Bo dojrzałość przejawia się między innymi w tym, że jest w niej tęsknota za dzieckiem.

A z drugiej strony obserwuję niesamowitą agresję kobiet, kiedy wspomni się przy nich o dziecku, o rodzeniu, kiedy głośno mówi się, że istota kobiecości to dawanie życia. Skąd ten krzyk? Czyżby próbowały zagłuszyć swoje sumienie? Są młode, wykształcone, pracują, żyją w związkach, są mężatkami. I z pogardą patrzą na kobiety, które rodzą dzieci. Nie wierzę w opowieści o braku instynktu macierzyńskiego. Dla mnie to niepojęte, że kobieta może tak negatywnie reagować na swoją kobiecość. I całą sobą zaprzeczać temu, co jest jej istotą.

Dzisiejszy świat zwariował. To, co zawsze było oznaką kobiecości – pełne biodra i piersi – dziś jest powodem do wstydu. Liczy się, by szybko wrócić do stanu „jakby ciąży nie było”. Bo jeszcze ktoś się zorientuje, że jesteśmy matkami i zacznie nas palcami wytykać.

Nawet język jest przeciwko nam. Kto dziś mówi o kobiecie, że jest w stanie błogosławionym? Może z raz spotkałam się z takim określeniem. Bardzo pięknym zresztą. Dziś jesteśmy w ciąży. Coś nam ciąży. Dziecko przestało być darem, jest „projektem”, zadaniem, który musimy zrealizować perfekcyjnie, bez żadnych błędów i pomyłek. Zresztą sztab psychologów zawsze służy nam milionem rad. Nie chcemy słuchać swojej intuicji. A to ona nam podpowiada najlepsze rozwiązania.

Jeśli mamy jakieś zadanie przed sobą, to jest nim właśnie obrona kobiecości, jako tego sposobu istnienia, który łączy się z dawaniem życia. I choć dla feministek różnej maści to niepojęte, to faktem jest, że jako kobiety zostałyśmy do tego powołane i przeznaczone.  „Macierzyństwo zawiera w sobie od samego początku szczególne otwarcie na nową osobę: ono właśnie jest udziałem kobiety – napisał Jan Paweł II w liście apostolskim Mulieris Dignitatem – w otwarciu tym, w poczęciu i urodzeniu dziecka kobieta „odnajduje siebie przez bezinteresowny dar z siebie samej”.

Małgorzata Terlikowska