Z początku myślałam, że to głupi żart. Ot, tak ktoś, kto nie lubi feministek, wymyślił sobie takie hasło i podzielił się swoją radosną twórczością na portalu społecznościowym. Ale to nie żart, to prawda ogłoszona, żeby dodać całej akcji pikanterii, pod kościołem św. Aleksandra na warszawskim placu Trzech Krzyży. Całkiem nieźle szatan to wymyślił. Bo w tej akcji widać ewidentnie szatańskie działanie.

<<< NIESAMOWITA KSIĄŻKA DLA CIEBIE! WIELKA KSIĘGA DUCHOWOŚCI KATOLICKIEJ! PO PROSTU MUSISZ JĄ MIEĆ! >>>

„Aborcja w obronie życia” – to hasło tegorocznej Manify. „Hasło może wydawać się absurdalne, ale jego uzasadnienie jest bardzo proste: to właśnie prawo do aborcji chroni życie – życie kobiet i dzieci” – tłumaczą organizatorki. Pokrętna ta logika feministek, bo jak zabijanie ma życie chronić?

Manifa to impreza ruchów feministycznych, która 6 marca przejdzie ulicami Warszawy. Impreza od paru lat promowana jest jako miejsce prorodzinne, na które można zabrać dzieci. Czeka zresztą na nie tam specjalna platforma. Rewelacyjnie. Razem z dziećmi można więc przekonywać, jak można się dzieci pozbyć. Bo aborcja jako żywo z obroną życia wspólnego ma niewiele. Wszak to działanie, którego celem jest pozbawienie życia, które się rozwija w macicy. Możemy aborcję nazywać zabiegiem, możemy nazywać wywoływaniem miesiączki, możemy wymyślać milion innych określeń. Ale nie ma to sensu, bo bez względu na to, jak to działanie nazwiemy, jego efektem jest śmierć dziecka. Przed aborcją było ono żywe, po aborcji – jest martwe. Nie zmaterializowało się, nie zniknęło. Zakrwawiony dowód można zresztą zobaczyć – jak ktoś ma mocne nerwy. W dobie czterowymiarowego USG, trójwymiarowych drukarek, które mogą wydrukować twarz dziecka, przekonywanie, że aborcja to obrona życia, jest jawnym oszustwem. Jak bardzo trzeba więc być zaślepionym , żeby w to wierzyć.

Żeby jednak uspokoić sumienia, panie feministki odwołują się do innych argumentów. Skoro nie można jej sprzedawać, jako chroniącej życie dzieci, to może trzeba uderzyć z innej strony. Aborcja  - jak przekonują feministki – chroni życie kobiet: „Rocznie 5 mln kobiet jest hospitalizowanych z powodu komplikacji po niebezpiecznej aborcji. Około 220 tys. dzieci traci z tego powodu matki” – piszą organizatorki Manify i przekonują, że dlatego aborcja winna być legalna. Szkoda, że przy okazji nie zająknęły się, ile kobiet z powodu aborcji (także tej legalnej z czasów PRL-u) dziś cierpi, ile leczy się psychiatrycznie, ile doświadcza syndromu aborcyjnego. Szkoda, że również nie mówią o tym, ile dzieci w ogóle się nie urodziło, ile dzieci w wyniku aborcji straciło rodzeństwo, ile dzieci wychowuje się bez ojców, bo po aborcji  związki się rozpadały. Szkoda, że nie mówią o tym, jak przerwanie ciąży wpływa na zdrowie kobiet, w tym na powstawanie nowotworów. Te niewygodne dla aborcjonistów fakty feministki sprytnie przemilczają. Bo po co mówić o tych sprawach. A jak ktoś podniesie ten temat, to zostanie zakrzyczany.

Czego jeszcze żądają feministki – nie tylko dostępu do legalnej aborcji, ale także antykoncepcji (najlepiej bezpłatnej), edukacji seksualnej (tej promowanej przez bratnie lewackie organizacje), godnych porodów i rzeczywistej pomocy przy wychowywaniu dzieci (rzecz jasna tych, które miały szansę się urodzić. Na wszystkie inne czeka „obrona życia”, zwana aborcją). Wszak – idąc tropem feministek - prawo do decydowania o swojej płodności jest prawem człowieka! Tak samo jak prawem człowieka jest prawo do życia i ma je każda osoba niezależnie od wielości czy wieku. Prawo do płodności kontra prawo do życia? Żeby była płodność, to musi być życie. Innej drogi nie ma. Aborcja życia nie da.

Mam nadzieję, że hasło Manify odpowiednio wykorzystają ruchy pro-life i pokażą uczestnikom manifestacji, jak ta obrona życia faktycznie wygląda. Nie odwracajcie więc, panie feministki wzroku, od plakatów przedstawiających ciała dzieci po aborcji. Nie zamykajcie oczu na prawdę. Aborcja niszczy życie. Każde. I dziecka, i matki.

Małgorzata Terlikowska