Szok, niedowierzanie, ulice zalane ludzką krwią, ciała przykryte białymi obrusami – tak wygląda krajobraz Nicei po nocnym zamachu terrorystycznym. Tym razem jednak nie było detonacji ładunków wybuchowych. Była biała ciężarówka, która niczym taran masakrowała ludzi idących nadmorską promenadą. Wśród nich wiele rodzin z dziećmi, których życie zostało brutalnie przerwane.

Jakaś kolejna granica została przekroczona. Oto bowiem terrorysta z premedytacją najpierw rozjeżdżał, a potem strzelał do ludzi jak do kaczek. Nie ma znaczenia, czy dorosły, czy dziecko. Nawet one nie zostają oszczędzone przez ogarniętego żądzą krwi zabójcę. Bo im o to chodzi. Im więcej krwi, tym lepiej. Im więcej lęku, tym lepiej. Ludzie przerażeni nie zachowują się racjonalnie, nie podejmują racjonalnych decyzji, uciekają zamiast stanąć do walki o swoje domy, swoje dzieci, swoich bliskich.

Ta walka nie ma jednak przede wszystkim wymiaru doczesnego. To nie jest tylko walka zbrojna, policyjna, ale przede wszystkim duchowa. Tam, gdzie znika chrześcijaństwo, prawdziwa wiara, tam muszą pojawić się jej surrogaty, choćby terrorystyczny islamizm. I dlatego dziś szczególnie poza modlitwą za ofiary i sprawcę, konieczna jest modlitwa o odrodzenie wiary we Francji i Europie i powierzenie Najstarszej Córy Kościoła Sercu Jezusowemu.

A my sami pomyślmy, że i nasza śmierć może być zupełnie niespodziewana.

Małgorzata Terlikowska