Kiedy słyszę to pytanie, od razu otwiera mi się nóż w kieszeni. Bo siedzenie to ostatnia rzecz, o jakiej mogę sobie pomarzyć. Pralka się sama nie nastawi, pranie się samo nie powiesi, obiad sam się nie ugotuje. I – jak mawiał kot Garfield – kreskówki się same nie obejrzą (spokojnie, nie mam telewizji, więc przed ekranem nie przesiaduję). A jeszcze trzeba zaopiekować się dziećmi, sprawdzić lekcje. Jest co robić. Doba jest zdecydowanie za krótka.

Raz na jakiś czas, średnio co dekadę, GUS wylicza wartość pracy domowej. Tej pogardzanej, niedocenianej, a jednocześnie bez której żaden dom i żadna rodzina nie mogłyby funkcjonować. Praca Polaków w domu warta jest aż 720 mld zł, czyli 44 proc. PKB. Kobiety pracują w domu znacznie więcej niż mężczyźni, więc i ich praca kosztuje więcej, bo 2221 zł miesięcznie. Zaangażowanie panów w prace domowe GUS oszacował na 1292 zł. Kobiety trzy razy więcej czasu przeznaczają na gotowanie, sprzątanie czy zmywanie naczyń i dwa razy więcej na opiekę nad dziećmi niż ich partnerzy. Być może dlatego, że panowie w tym czasie są w pracy, albo dorabiają po godzinach, bo z jednej pensji utrzymać się jest bardzo trudno. Dlatego też zamiast narzekać na brak zaangażowania mężów w szorowanie łazienek czy mycie podłóg, może warto realnie spojrzeć na to, co oni faktycznie robią. Być może podział partnerski (pół na pół) jest ideałem, ale nierealnym do zrealizowania. Chyba że w feministycznym świecie. Rodzina to wszak wspólne dobro. Na rzecz rodziny każdy wykonuje pewną pracę. Jedna osoba dźwiga zakupy, inna myje podłogę. Ktoś zabiera dzieci na spacer, druga osoba w tym czasie sprząta. Naprawdę nie musi być po równo. Badania GUS-u pokazują jedną ciekawą rzecz – panowie polubili gotowanie. Coraz więcej mężczyzn przywdziewa fartuszki i pichci rodzinne obiady. W końcu nie bez powodu najlepsi szefowie kuchni to mężczyźni.

Z wyliczeń GUS wynika, że najbardziej kosztowne są czynności związane z opieką nad innymi i zapewnienie wyżywienia dla rodziny. Średnio koszt wykonania zakupów, przygotowania posiłku czy zmywania wynosi 753,2 zł miesięcznie w przeliczeniu na dorosłego Polaka. Pielęgnacja i pilnowanie dzieci czy osób starszych, nauka z dziećmi, a także zabawa z nimi wycenione zostały na 557 zł na miesiąc.

W ciągu ostatnich dziesięciu lat wartość pracy w domu wzrosła o ok. 65 proc. Co ciekawe, najbardziej wzrosła wartość opieki nad dziećmi. Zdaniem ekspertów wynika to z faktu, że w ogóle więcej czasu zaczęliśmy im poświęcać. Zrozumieliśmy jako społeczeństwo, że czas, który poświęcamy dzieciom, to kapitał niezbędny do tego, by mogły w przyszłości budować trwałe i szczęśliwe rodziny.   

Choć wiadomo, ile kosztuje praca kobiet w domu, i tych pracujących zawodowo poza domem, i tych, które zrezygnowały z pracy zawodowej na rzecz np. opieki nad dziećmi, czy prowadzenia domu, nie ma się co łudzić, że sumy te wpłyną na wysokość naszej emerytury na starość. Praca w domu czy wychowywanie dzieci (w końcu odciążamy w ten sposób żłobki czy przedszkola) niestety nie przełoży się na nasze składki. Nie ma też woli politycznej, by matki, które wychowują kilkoro dzieci, mogły liczyć na odprowadzanie składek na ubezpieczenie społeczne czy zdrowotne przez państwo. Nic z tego. „Nie sądzę, że to państwo powinno za nie odprowadzać składki na podstawie wyceny ich pracy – uważa Jeremi Mordasewicz. – To rodzina, doceniając wartość pracy domowej, powinna razem postarać się o zabezpieczenie przyszłości takiej osoby”. Szkoda, że państwu nie zależy na docenieniu takiej pracy i jak zwykle wszystkimi kosztami stara się obarczyć i tak przeciążoną rozmaitymi składkami i podatkami rodzinę. Więc warto w nią inwestować, skoro na państwo nie ma co liczyć.

Małgorzata Terlikowska