Matką jestem od momentu poczęcia się mojego dziecka. Bo ja wtedy już to dziecko mam. Nie będę go miała dopiero za dziewięć miesięcy, kiedy się urodzi. Dlatego jako matka powinnam dziecko chronić, troszczyć się o nie i otaczać opieką. Nie czuję się ani przez to dziecko zniewolona, ani sterroryzowana, nie jestem też żadną zakładniczką. Jestem matką. Po prostu. Jako kobiety chyba strasznie się pogubiłyśmy, skoro nie dostrzegamy tej oczywistej zależności. Na manifestacje pod Sejm przychodzą matki, ojcowie, babcie. Niektórzy zabierają swoje mniejsze i większe dzieci. Patrzą im w oczy, czule przytulają, a jednocześnie walczą o to, by można było zabijać inne dzieci. Ciekawa jestem, co odpowiedzieliby swoim dzieciom na pytanie: „Mamusiu, a mnie też byś zabiła?”.

Matko feministko, która krzyczysz pod sejmem, pamiętasz, jak sama z przejęciem oglądałaś swoje dziecko na monitorze USG? Pamiętasz, jak zalewała cię fala miłości? Pamiętasz, jak cię to dziecko kopało (nie miałaś wówczas wątpliwości, że to żywy człowiek). Pamiętasz, jak się niepokoiłaś, kiedy z za długo nie czułaś ruchów i jaka ulga była, kiedy dostałaś solidnego kopniaka? Pamiętasz, jak pięć razy sprawdzałaś, czy aby na pewno delikatny lek przeciwbólowy można przyjmować w ciąży, jak martwiłaś się, czy nie zaszkodzi dziecku? Jeśli pamiętasz, to proszę, wyedukuj swoje koleżanki, żeby w końcu przestały opowiadać brednie. Jak się okazuje nawet tytuły naukowe nie chronią przed ignorancją. A może to celowe „rżnięcie głupa”, że nie wiadomo kiedy zaczyna się życie człowieka, że nie wiadomo czy to w ogóle człowiek i tym podobne brednie?

Dziecko nie staje się kimś wyjątkowym przez sam fakt fizycznych narodzin. Ono jest wyjątkowe od samego momentu poczęcia. Może mi jakaś matka feministka wytłumaczy, dlaczego z taką pogardą traktuje ona dzieci na najwcześniejszym etapie rozwoju, a za tym urodzonym wskoczyłaby w ogień? Matko feministko, swoje dziecko kochasz, przytulasz, całujesz. Kiedy jest chore, spędzasz długie godziny, czuwając przy nim. Gdyby działa mu się krzywda, wydłubałabyś oczy temu, kto twoje dziecko chciałby skrzywdzić. Wskoczyłabyś za nim w ogień, broniłabyś go jak lwica. Tak pięknie potrafisz o swoim dziecku opowiadać, chwalisz je, że takie mądre, tak wiele rozumie. Dokładasz wszelkich starań, żeby je dobrze wychować. Dbasz o nie i pielęgnujesz. Chronisz i otaczasz opieką. Nie wyobrażasz sobie bez niego życia. Tak, tak – powiedz pewnie – ale to było dziecko chciane, wyczekane, planowane, jak więc go nie kochać?

A teraz, matko feministko, wyobraź sobie takie dziecko tylko na innym etapie rozwoju. Na razie chciane nie jest (a skąd wiesz, że z czasem chciane nie będzie, a czy to niechciane oznacza niekochane?), a skoro tak, to możesz je potraktować pigułką poronną, ewentualnie skorzystać z pomocy jakiegoś lekarza i usunąć płód z macicy. Płód, bo słowo dziecko przez gardło ci i tak nie przejdzie. To samo dziecko, które z czasem będzie dumą i radością, dziś jest problemem i intruzem, dla którego w zasadzie masz tylko jedną propozycję, a tej na imię aborcja. Jest ono jeszcze małe, nie krzyczy, to można się go pozbyć. Ty, matko feministko, która taka wrażliwa jesteś na nawet najmniejszy przejaw przemocy, która tak z nią walczysz na wszelkich płaszczyznach, robisz jeden wyjątek. Zgadzasz się, by stosowano przemoc w stosunku do istoty, która sama się nie obroni. Ale to przecież twoja macica została zaatakowana przez terrorystów (zazwyczaj jednak za twoim przyzwoleniem), więc musisz się jakoś bronić. Chcesz mieć wybór? A czy Twoje dziecko też chce mieć taki wybór? Pomyślałaś o tym? Matko feministko, tyle zawsze opowiadasz o edukacji seksualnej, więc zakładam, że wiesz, skąd się biorą dzieci, przecież jesteś solidnie wyedukowana, nie to co ci wielodzietni katolicy? No to jaki to terrorysta? A ty jaka znów zakładniczka?

Dlatego, matko feministko, nie posłucham ciebie, ani twoich koleżanek. Pozwól, że użyję waszego języka. Zapewniam cię, że się od ciebie, ani od tych wszystkich, którzy z obłędem w oczach walczą o zabijanie dzieci nie odp….lę. Możecie krzyczeć to w nieskończoność, a my i tak będziemy robić swoje. Będziemy walczyć o życie twojego poczętego dziecka. Wiesz dlaczego? Bo ono także ma prawo się urodzić. Jeśli matka podnosi rękę na dziecko, to społeczeństwo winne jest mu ochronę. My będziemy je przed tobą bronić. Dziecko to nie terrorysta. Terrorystką jesteś ty, która tak zaciekle walczysz o prawo do zabijania.

Nie odp…lę się. Głośno będę mówić, czym jest aborcja. Głośno będę mówić, jak wygląda zabijanie dzieci. Głośno będziemy mówić o syndromie postaborcyjnym. Bo ty, matko feministko, prawdę o nim przed kobietami ukrywasz. Mówisz tylko o uldze z powodu pozbycia się problemu. Ale nie mówisz, że to wraca, wraca i boli, i rozdziera serce. Trzy czwarte kobiet po aborcji doświadcza jej negatywnych skutków. Będę o tym mówić. Będę prostować twoje kłamliwe hasła. Bo stawką jest życie. I choćbyś płuca wypluła, krzycząc, żebyśmy się od was od…lili, to i tak wszystkich nas nie przekrzyczysz. Powiem ci dlaczego - bo prawdy zakrzyczeć się nie da.

 

Małgorzata Terlikowska