Decyzja ta, choć niełatwa, dała aktorce – jak sama twierdzi - poczucie kontroli i możliwość uprzedzenia problemów ze zdrowiem. Wycięcie jajników prowadzi bowiem u kobiety do pojawienia się menopauzy. Teraz Jolie będzie musiała stosować terapię hormonalną. Wcześniej z obawy przed nowotworem Jolie operacyjnie usunięto obie piersi. Swoją decyzję aktorka argumentowała wtedy faktem, że ryzyko wystąpienia u niej tej choroby wynosi aż 87 proc. Jej mama zmarła na raka piersi, a ona sama jest nosicielką genu BRCA1, który znacząco zwiększa możliwość zachorowania na raka, choć nie oznacza, że osoba go mająca na pewno na chorobę nowotworową zachoruje.

Swoje obie operacje argumentowała, pewnie jak każda matka, dobrem dzieci i miłością do nich. Bo dla matki nie ma chyba straszniejszej rzeczy, niż myśl, że mogłaby je osierocić: „Teraz mogę mówić dzieciom, że nie muszą się bać, że mnie stracą z powodu tej choroby” - napisała Jolie po operacji usunięcia piersi.

Wówczas jej decyzja wywołała skrajne oceny. Z jednej strony krytykowano ją za celowe okaleczenie, bardziej dla rozgłosu niż dla zdrowia. Jej decyzję sprowadzano do kaprysu bogatej kobiety. Lekarze i etycy zwracali uwagę na fakt, że co prawda profilaktyka jest konieczna, ale przypadek Jolie to już przesada. W końcu amputacja piersi pociąga za sobą szereg fizycznych i psychicznych negatywnych skutków dla kobiety. Z kolei inni widzieli w jej decyzji odwagę (w końcu świadoma amputacja piersi to dla kobiety decyzja wręcz heroiczna) i pełną odpowiedzialność, bo przecież wszystko co robiła, podyktowane było dobrem i miłością do dzieci i rodziny. Nie chciała, by bliscy musieli patrzeć, jak cierpi i umiera przedwcześnie z powodu nowotworu piersi. Trudno wymagać od młodej kobiety, żeby czekała na chorobę, jeśli może wcześniej jej zapobiec. Po operacji ryzyko wystąpienia tego rodzaju nowotworu zmalało w jej przypadku do 5 procent.   

I o ile pierwsza operacja podyktowana była bardzo dużym ryzykiem wystąpienia raka, o tyle w przypadku jajników to ryzyko było – jak sama Jolie przyznaje – znikome: „Badania nie dały jednoznacznych wyników i nie było powodu do niepokoju” – napisała aktorka. Na ostateczne wyniki musiała czekać kilka kolejnych dni. I one niczego niepokojącego nie wykazały. Mimo wszystko aktorka i tak poszła pod nóż, profilaktycznie: „W zeszłym tygodniu poddałam się zabiegowi. Znaleziono mały guz, jednak nie było śladu raka", napisała Jolie. Teraz aktorka musi przyjmować hormony w ramach profilaktyki i przeciwko innym… rodzajom raka. Zagadką jest bowiem, jak młody organizm, sztucznie wprowadzony w okres menopauzy, obciążony terapiami hormonalnymi na to wszystko zareaguje. Nie życzę źle Angelinie Jolie, ale może się okazać, że takie prewencyjne działanie może obrócić się przeciwko niej. No i też na sto procent ryzyka zachorowania wyeliminować się nie da.

Angelina Jolie podjęła taką, a nie inną decyzję. Dla niej najlepszą – jak mówi, opierając się na decyzji lekarzy. Czy teraz na wzór aktorki kobiety masowo ruszą do szpitali wycinać sobie prewencyjnie różne narządy? Raczej wątpię, biorąc pod uwagę zasobność portfela statystycznej Polki i dostępność leczenia onkologicznego w ogóle. I choć decyzja Jolie może szokować, jest szansa, że przysłuży się kobietom, które ciągle wstydzą się odwiedzać ginekologa, a wiele trafia do lekarza w zaawansowanym stadium choroby. Gdyby pamiętały o profilaktyce, dziś żyłyby.

I choć na wszelki wypadek narządów nie trzeba sobie usuwać, warto trzymać rękę na pulsie, bo nie bez powodu rak nazywany jest „dżumą XXI-wieku”.  Statystki nie są optymistyczne. Tylko w Stanach Zjednoczonych co trzecia kobieta i co drugi mężczyzna w ciągu swojego życia zachorują na raka. Rak będzie przyczyną jednej czwartej zgonów Amerykanów i około piętnastu procent zgonów na świecie. W niektórych krajach stanie się najczęstszą przyczyną śmierci, wyprzedzając choroby serca – pisze amerykański onkolog Siddhartha Mukherjee w książce „Cesarz wszech chorób. Biografia raka”. Jest więc się czego bać. Tyle że lęk ten nie może zdominować naszego życia, które tu na ziemi i tak jest ograniczone. Jest przystankiem do życia wiecznego. I tylko Pan Bóg wie, jak się ono potoczy. I nawet gdybyśmy profilaktycznie wycięli sobie wszystko, to i tak Pana Boga ostatecznie nie przechytrzymy

Małgorzata Terlikowska