Odważna decyzja ministra Konstantego Radziwiłła zatrząsnęła w posadach środowiskiem in vitro i schlebiającymi mu mediami. Jedną ministerialną decyzją zostanie bowiem zakręcony kurek z pieniędzmi, dzięki którym „kliniki leczenia niepłodności” zarabiały krocie. Pieniądze te minister postanowił zainwestował w metodą, która jest znacznie bardziej skuteczna niż sztuczne zapłodnienie, jest faktyczną medycyną szukającą i diagnozującą problem niepłodności, prowadzącą do naturalnego poczęcia dziecka i nie rodzącą żadnych problemów moralnych. W końcu więc ktoś dowartościował naprotechnologię. I dobrze, że tak się stało. Celem medycyny jest leczenie, a nie obchodzenie problemu. In vitro choć dzieci daje, to nie leczy. I nie oszukujmy się, nie jest to tak skuteczna metoda, jak zapewniają osoby pracujące w tym biznesie. Gdyby tak było, to każda osoba podchodząca do in vitro, dostawałaby to, po co przyszła. A doskonale wiemy, że tak nie jest. 20, 30 procent – taka jest skuteczność tej metody. I są to dane optymistyczne Tak jak in vitro nie da wszystkim dziecka, tak naprotechnologia też nie da. I żaden lekarz zajmujący się tą gałęzią medycyny tego nie zagwarantuje. Inaczej byłby kłamcą. Natomiast ma narzędzia, ma możliwości, by pacjentkę czy parę leczyć. A jeśli chcemy, żeby dzieci rodziły się zdrowe, to trzeba zadbać o zdrowie matek.

„Zamiast in vitro, minister będzie rozdawał kolorowe bobasy” – ironizuje w „Gazecie Wyborczej” Katarzyna Wiśniewska. A że o naprotechnologii pojęcie ma takie, jak ja o życiu motyli, to wypisuje farmazony. „W Polsce (naprotechnologia – MT)  jest promowana przez Kościół jako "alternatywa dla in vitro". Jej propagatorzy nie wspominają, niestety, że metoda oparta na precyzyjnym monitorowaniu cyklu miesięcznego przydaje się tylko w niektórych przypadkach, np. jeśli przyczyną niepłodności są problemy z owulacją. A jest kompletnie bezskuteczna, kiedy kobieta cierpi np. na niedrożność jajowodów, na endometriozę albo problem z płodnością ma mężczyzna”. Wystarczy zajrzeć do podręcznika prof. Hilgersa, albo choćby na stronę poświęconą naprotechnologii przygotowaną przez lekarzy, którzy na co dzień się tym zajmują, żeby dowiedzieć się, że naprotechnologia to nie tylko monitorowanie płodności, ale także endokrynologia czy chirurgia i leczenie endometriozy, policystycznych jajników, niedrożnych jajowodów, wszystkiego, co może wpływać na brak poczęcia dziecka.  To także pomoc mężczyznom w przypadku ich niepłodności.

Dla pani Wiśniewskiej to nic nieznaczące szczegóły. Ona wie lepiej. Lepiej też wie, jak wygląda nauka Modelu Creighton, czyli narzędzia niezbędnego do prawidłowego rozpoznawania płodności. „Na ludzkiej naiwności i desperacji żerują rozmaici instruktorzy metody, którzy za ową rzekomo rewelacyjną wiedzę, jak zajść w ciążę, każą sobie płacić - od 100 do 150 zł za sesję od pary. Cały kurs w przykościelnych ośrodkach to ok. ośmiu sesji odbywających się z różną częstotliwością. Uczestnicy płatnego kursu w zestawie materiałów dostają tabelę oraz zestaw naklejek: czerwonych, zielonych i białych "dzidziusiów" (na oznaczenie dni płodnych i pozostałych). Dalsze stopnie wtajemniczenia - czyli rozróżnianie różnych kolorów i konsystencji śluzu pochwowego - są udziałem uczestników indywidualnych płatnych szkoleń. Oto cała naprotechnologia”. To, pani Katarzyno, jest tylko początek. Dopiero obserwacje pokazują, co jest nie tak i na ich podstawie wdraża się odpowiednie leczenie. Instruktorzy są wiarygodni, przeszkoleni, mają odpowiednią wiedzą potwierdzoną zdanymi egzaminami. Nie widzę też nic zdrożnego w tym, że za swoją pracę biorą pieniądze. Nie przypuszczam, by pani Wiśniewska pisała swoje teksty charytatywnie. Jak mniemam za felietony bierze znacznie więcej niż 100 złotych. Więc o co chodzi? Nieładnie komuś do kieszeni zaglądać. A że spotkania indywidulane? A czy do gabinetu lekarskiego wchodzi pani w towarzystwie innych czekających pacjentów czy jednak wymaga pani intymności, zachowania tajemnicy lekarskiej? Takie są też rozmowy o płodności. Jak więc sobie pani wyobraża rozmowę o swoich problemach w obecności osób trzecich? To byłby dopiero skandal. Także to nie minister Radziwiłł kompromituje medycynę, a pani Wiśniewska dziennikarstwo, pisząc tak nierzetelne teksty.

Ale żeby nie było, że tylko Katarzyna Wiśniewska jak lwica rzuciła się, by bronić in vitro. W podobnym tonie utrzymany jest tekst w „Metrocafe” (wydawca; Agora). Tam z kolei naprotechnologia porównana jest do kalendarzyka. Super, że dziennikarze „Metra” znają historię medycyny, w tym ginekologii, i wiedza, że taka metoda była. Tyle że w kalendarzyku wszystko opierało się na wyliczeniach. W napro nikt nic nie liczy. Płodność wyznaczają pewne objawy płynące z ciała kobiety i na tej podstawie ona wie, czy jest danego dnia płodna czy nie. Gwarantuję, że żaden lekarz od naprotechnologii kalendarzyka nie zaleca. Ale skoro dla agorowych dziennikarzy napro to kalendarzyk, to znaczy, że to „pseudonauka”, a dowodem na to wypowiedzi prof. Mariana Szamatowicza i Waldemara Kuczyńskiego. Trudno bowiem o bardziej „obiektywne” osoby. Obaj panowie od lat zajmują się sztucznym zapłodnieniem i niewątpliwie pojawienie się metody, która jest znacznie bardziej wiarygodna, znacznie skuteczniejsza, odbierane jest jako konkurencja. Walczyć trzeba o pacjenta o jego pieniądze. A wiadomo, konkurencję trzeba zniszczyć, ot choćby podważając jej naukowość. Tyle że to niepoważne zarzuty. Publicznie odpowiadał zresztą na nie prof. Szamatowiczowi prof. Hilgers, twórca naprotechnologii, w 2011 roku w Poznaniu. I naprawdę zrobił to z wielką klasą.

In vitro i naprotechnologia to dwa światy. Jeśli zależy nam na medycynie bezosobowej, ztechnicyzowanej, traktującej kobiety jak przedmioty, zbudowanej na kłamstwie, to to jest in vitro. Jeśli zaś chcemy medycyny traktującej pacjentów podmiotowo, szukającej przyczyn choroby, leczącej faktycznie  niepłodność, to to jest właśnie naprotechnologia. Minister Konstanty Radziwiłł podjął decyzję słuszną. A że podniósł się jazgot? Nie pierwszy to raz kiedy rozum śpi, budzą się demony z Czerskiej.

Małgorzata Terlikowska  

 

<<< OTO NAJLEPSZE PREZENTY POD CHOINKĘ! WYBIERZ SUPER KSIĄŻKĘ Z GALERII FRONDA.PL >>>