„Rolą kobiet jest prowadzenie domu” – tak brzmiał, prowokacyjny podobno, tytuł debaty na Uniwersytecie Warszawskim, w której miałam przyjemność brać udział. W każdym razie w światku feministycznym się zagotowało ze złości, dzięki czemu sala pustkami nie świeciła. Zwolenniczki równouprawnienia i zamiany ról dzielnie wypełniły salę, by walczyć o wybór kobiety. Każdy jeden wybór, tylko nie bycie w domu.

Cóż, jeśli ktoś się spodziewał, że ogłoszę wszem i wobec konieczność zamknięcia kobiet w domu, tak by nie mogły angażować się w życie zawodowe czy społeczne, to się zawiódł. Nie postuluję i nie postulowałam nigdy zamykania kobiet w domu, tak by stały się niewolnicami mopa i ściereczki do wycierania kurzu. I męża, pana i władcy. Rola kobiety w domu jest zupełnie inna. Najwyższy czas zauważyć fundamentalną różnicę między prowadzeniem domu a tworzeniem domu. Kobieta ma dom tworzyć, ma tworzyć dom dla swoich najbliższych. I to nie znaczy, że ma tylko sprzątać i gotować. Ona ma tworzyć niepowtarzalność tego domu, ona ma tworzyć jego atmosferę, charakter, ona ma dbać i pielęgnować relacje. Ona ma być „kapłanką domowego ogniska”, nie kurą domową! Bo kobieta ma zdolność dawania domowi życia, ożywiania go nie tylko swoją obecnością, ale także tym, jak ten dom jest przyozdobiony, udekorowany. Dom pachnie kobietą, ona daje ciepło, poczucie bezpieczeństwa. Dom bez kobiety jest martwy. I zimny, mimo ciepłych grzejników.

Czasem sobie myślę, że nasze prababki miały prościej. One wiedziały, kim będą, znały cel swojego życia. Było nim zrodzenie i wychowanie dzieci. I tworzenie dla nich domu. Były tak tym zaabsorbowane, że nie zastanawiały się nad tym, czy słusznie wybrały. Za to my kobiety XXI wieku ciągle żyjemy w rozdarciu i poczuciu winy. Zostaniesz w domu z dziećmi – toś kura domowa, leń i utrzymanka. Ewentualnie „kobieta domowa” pozbawiona ambicji i wtłoczona w patriarchat. Dowiesz się, że najlepsze lata swojego życia tracisz, zmieniając pieluchy i gotując zupki. A mogłabyś się w tym czasie piąć po szczeblach kariery zawodowej. I wzbudza się w tobie poczucie winy. Niepotrzebnie, bo wykonujesz – jako matka – najważniejszą pracę życia. Wychowujesz swoje dziecko (dzieci). Z myślą o nich tworzysz dom. Dałyśmy sobie wmówić kłamstwo, że pozostanie w domu, by wychować dzieci jest równoznaczne wręcz z utratą naszych zdolności umysłowych. Naszą pracę i wyksztalcenie stawiamy wyżej niż nasze dzieci. W tej walce o wybór, o prawa kobiet znów gdzieś giną prawa dzieci. I ich potrzeby. A niekwestionowaną potrzebą dziecka jest być ze swoją mamą (żeby było jasne, dziecko potrzebuje też być z ojcem, a jego obecność jest kluczowa w procesie wychowania). A żeby być, trzeba dziecku dać czas. Nasz czas. Dlatego trzeba się na coś zdecydować i wziąć za decyzje odpowiedzialność. Nie możemy mieć wszystkiego: pracować jak mężczyzna i być w domu jak kobieta. Nie da się. Bo banałem jest stwierdzenie, że to wszystko kwestia organizacji. Tak jak banałem jest, że lepsza intensywna godzina z mamą wieczorem, niż cały dzień, podczas którego mama nie tylko bawi się z dzieckiem, ale też na przykład sprząta czy gotuje. Swego czasu na jednym z portali dla rodziców pojawił się tekst, który każdy rodzic, a już szczególnie mama, powinien przeczytać. I mieć go zawsze w tyle głowy: „Mojemu koledze zmarła mama. Tydzień później spotykam go na wódce z kolegami. Myślę „Zapija smutek“. Dosiadam się do stolika i mówię mu na ucho „Przykro mi“. Patrzy na mnie zdumiony i odszeptuje „A ja mam to w dupie, Goś“. W dupie? „W dupie. Niczego mi nie dała. Nigdy jej nie było. Nie czuję nic“. Jego NIC to nieprawda. Wiem to. NIC to żal. Nie za matką, ale za jej brakiem. Wtedy, gdy mieliśmy 12 lat i moja mama odbierała mnie ze szkoły, a jego nie. Gdy pojechaliśmy na wakacje na kolonie, a moja mama przyjechała na weekend mnie odwiedzić. Jego nie. Gdy były przedstawienia w przedszkolu, początki i końce roku, zebrania, studniówka - a jego matki nie było” – pisała Małgorzata Ohme. Rana pozostaje. I boli. Bo dziecku wbrew pozorom nie jest wszystko jedno, czy wraca do domu, w którym jest mama i ciepły obiad, czy pustka. Dziecko idzie pod prąd genderowym trendom, które przekonują, że nie ma znaczenia, kto się nim zajmuje, czy matka, czy ojciec. Właśnie, że ma. I to niebagatelne. Ono potrzebuje i matki, i ojca. A każdego z rodziców inaczej.

Przy takiej dyskusji zawsze pojawia się argument, a co w sytuacji, kiedy matka umiera. Każdy, kto doświadczył śmierci mamy, wie, że nie zastąpi jej nikt. Nawet najlepszy tata, nawet najlepsza babcia. Tak jak najlepsza mama nie wypełni pustki po braku ojca. Nie zamienimy się rolami, bo porostu jesteśmy inni. 

Tworzenie rodziny, tworzenie wspólnego domu, upatrywanie szczęścia w życiu rodzinnym – to niezmiennie najważniejsze wartości, jakimi Polacy kierują się w swoim codziennym życiu – tak wynika z badań CBOS. Zdecydowana większość badanych (85%) stoi na stanowisku, że człowiekowi potrzebna jest rodzina, żeby rzeczywiście był szczęśliwy. Jedynie co ósmy respondent (12%) sądzi, że bez rodziny można żyć równie szczęśliwie. Ponad połowa ankietowanych (55%) za najodpowiedniejszy dla siebie model rodziny uznaje małżeństwo z dziećmi, a więcej niż jedna czwarta (29%) chciałaby żyć w dużej rodzinie wielopokoleniowej. Zdecydowanie mniej chętnie Polacy opowiadają się za życiem w pojedynkę (4%), w małżeństwie bez dzieci (4%) lub w stałym związku partnerskim z osobą odmiennej płci (4%). Z badań wynika też jeszcze jedna ciekawa rzecz. Niemal wszyscy dorośli Polacy wyrażają chęć posiadania potomstwa. Jedynie trzy osoby na sto (3%) preferują bezdzietność. Największa grupa respondentów (49%) deklaruje, że chciałaby mieć dwoje dzieci, a jedna czwarta (26%) – troje. Badania te cieszą, bo pokazują, że mimo medialnej propagandy, mimo trendów lansowanych przez środowiska feministyczne, kobiety jednak dzieci rodzić chcą i w tym upatrują swoje szczęście.

Tworzenie domu nie oznacza rezygnacji z zainteresowań, pasji, działalności społecznej, czy nawet pracy zarobkowej. Nie chodzi, żeby kobiety nie pracowały. Ważne są priorytety. Praca winna być podporządkowana domowi, a nie odwrotnie. Jest to szczególnie ważne w sytuacji, kiedy kobieta jest matką i ma dzieci. Tożsamością kobiety, jej geniuszem, jest przyjmowanie. Feminizm temu zaprzeczył i oszukał nas. „Kiedy zdradza się własną naturę, traci się głowę. Znam wiele takich kobiet: są smutne, zezłoszczone, rozczarowane, pełne żalu, zazdrosne. Są wewnętrznie rozdarte” – pisze Constanza Miriano. Cena za to rozdarcie bywa ogromna. Na przykład alkoholizm. Uzależnionych kobiet lawinowo przybywa. Nie dają rady sprostać wygórowanym wymaganiom i oczekiwaniom. Kilkanaście lat temu na pięciu nałogowo pijących mężczyzn przypadała jedna kobieta. Obecnie z terapii nawet 40 do 50 procent pacjentów, zgłaszających się do placówek wyspecjalizowanych w terapii uzależnień, to właśnie kobiety. Oto cena, jaką płacą za mającą dać im takie szczęście samorealizację.

Dlatego tak ważne wydaje się dziś przywrócenie dumy tym kobietom, które tworzą dom, które w nim są, które swoją obecnością wypełniają jego wnętrze. I w całej dyskusji o wyborze warto pamiętać o jednej ważnej sprawie:  „W pracy kobietę może zastąpić każdy, w domu nikt nas zastąpić nie może”.

Małgorzata Terlikowska