Z roku na rok zabija się więcej dzieci. O ile w 2011 roku liczba aborcji wynosiła ponad 600, w tym roku już prawie trzy razy tyle. Skąd taki skok? Lekarze wskazują na większą dostępność badań prenatalnych, które, choć wskazują tylko na prawdopodobieństwo występowania wad wrodzonych, w wielu przypadkach traktowane są jak wyrok.

Przez lata placówki nie wykazywały w raportach aborcji, od jakiegoś czasu to się zmieniło. W końcu aborcja rozliczana jest jako „indukcja poronienia”, a nie przerwanie życia poczętego dziecka. Okazuje się, że na poziomie języka można wykreować zupełnie inną rzeczywistość. Zresztą podobnie jest w zapłodnieniem in vitro. To, co dziś określane jest mianem leczenia niepłodności, wcześniej było sztucznym rozrodem, a następnie wspomaganą prokreacją.

Profesor Romuald Dębski większą liczbę aborcji w 2014 roku łączy ze „sprawą prof. Chazana”. Teraz mniej szpitali odmawia tego typu zabiegów. I jest to podobno sukces tamtej sprawy. Trudno jednak mówić o sukcesie, kiedy giną ludzie. Wzrost liczby aborcji można łączyć ze „sprawą prof. Chazana”, ale w innym aspekcie. Otóż udało się i mediom, i niektórym lekarzom (prym wiódł w tym zresztą prof. Dębski) zastraszyć lekarzy sumienia. Cena, jaką za swoją niezłomną postawę zapłacił prof. Chazan, jest ogromna. Utrata stanowiska, dobrego imienia, zdrowia, wielotygodniowa nagonka w mediach. Pewnie niewielu byłoby to w stanie znieść.

Ciekawym wątkiem byłoby też zbadanie, jaka liczba aborcji z tych 1800, to pochodna zapłodnienia in vitro. Nagłośnione przez media przypadki (Jaś, którego rodzicom prof. Chazan odmówił aborcji, był dzieckiem poczętym tą metodą, podobnie dziewczynka z Polic, która urodziła się z zamienionej komórki jajowej) wskazują na to, że wśród dzieci poczętych na szkle  statystycznie częściej występują ciężkie wady wrodzone. W tym kontekście nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Czy tak drastyczny wzrost aborcji jest pochodną uruchomienia rządowego programu finansowania zapłodnienia pozaustrojowego? Tego się pewnie nie dowiemy, bo nikt takich statystyk nie prowadzi, a jeśli nawet, to są one skrzętnie ukrywane, bo jeszcze mogłyby potwierdzić przypuszczenia przeciwników tej metody zapłodnienia.

 

Małgorzata Terlikowska