Od jakiegoś czasu w mediach regularnie pojawiają się panowie ze Stowarzyszenia Dzielny Tata. I tam przekonują, że muszą walczyć o swoje dzieci, że czasem zmuszeni są je porywać, i że sądy są paskudne. I choć oczywiście nie sposób nie stwierdzić, że – być może – jakaś część z tych panów rzeczywiście jest skrzywdzona przez swoje byłe żony (czy częściej partnerki) odmową widywania się z dziećmi, to również nie sposób nie dostrzec, że model walki o swoje prawa, jaki proponują, jest szkodliwy dla dzieci. Porwanie, nawet jeśli dokonuje go ojciec, jest bowiem zawsze porwaniem, a model opieki naprzemiennej, to piekło zgotowane dziecku.

Człowiek potrzebuje przecież własnego miejsca, a dziecko potrzebuje go szczególnie. Pomysł, by jakiś czas spędzało, i to po traumie, jakim jest dla każdego dziecka rozwód/rozstanie jego rodziców, w jednym a jakiś w drugim miejscu, to najlepszy sposób, by rozbić choćby resztki jego poczucia bezpieczeństwa. Ale to przecież nikogo nie obchodzi, bo każdego interesują tylko jego prawa, a dobro dziecka jest na drugim planie.

Ale w istocie nie to jest najważniejsze. Istotą problemu jest coś innego. Rzeczywiście dzielny ojciec (tak jak dzielna mama) walczy najpierw o swoje małżeństwo, tak by dziecko miało w domu dwoje „dzielnych rodziców”. Ono potrzebuje ich dwojga. Razem, a nie osobno. I to jest pierwsza, najbardziej podstawowa refleksja. Dzielność rodziców oznacza bowiem przede wszystkim trud (a i tak bywa) bycia razem, wspólnego wychowania dziecka. Nie zawsze jest to łatwe, ale jest najlepsze dla dziecka. Dlatego na tytuł „dzielnego taty” i „dzielnej mamy” najbardziej zasługują rodzice, którzy w ten właśnie sposób wychowują swoje dzieci.

Wiem oczywiście, że nie zawsze jest to możliwe. I mam świadomość, że ojcowie są niekiedy krzywdzeni przez byłe żony. Czasem jest to zemsta za zdradę (i wtedy naprawdę trzeba uznać własną winę i zamiast obnosić się tym, jak wspaniałym jest się ojcem, jasno przyznać, że akurat tę sprawę się zawaliło, bo ojciec na odległość, to nie to samo, co ojciec w domu), a czasem złośliwość wobec ofiary (bo i matki porzucają ojców). Ale w obu przypadkach dzielny ojciec (i dzielna matka też) próbuje zawiesić swoje emocje na kołku i cierpliwie budować relacje. Siła, przymus, porwania, nastawianie przeciw drugiemu rodzicowi (to akurat uwaga do matek) jest najlepszą drogą, by zniszczyć życie dziecku, i to w sytuacji, gdy rozstanie rodziców już mu mocno zaszkodziło. Tak nie okazuje się mu miłości. Dzielny tata i dzielna mama potrafią zrozumieć, że to nie oni są w centrum, ale ich dzieci. A najważniejsza dla ich dzieci jest relacja, która ich łączy. Dziecko najlepiej rośnie w miłości małżeńskiej swoich rodziców.

Tomasz P. Terlikowski