Konserwatysta, także wówczas, gdy jest wierzącym katolikiem nie ma z tym najmniejszego problemu. Jest przecież rzeczą oczywistą, że homoseksualista, tak jak każdy inny człowiek, jest istotą wielowymiarową. Może być katolikiem i konserwatystą, a może lewakiem i anarchistą; może mieć poglądy centrowe, a może prawicowe czy nacjonalistyczne. Skłonność seksualna go nie determinuje w kwestii światopoglądu. A już na pewno nie jest także, że homoseksualizm wymusza głosowanie na PO czy Bronisława Komorowskiego.

Te oczywiste dla zdroworozsądkowo myślących ludzi stwierdzenia nie są takimi dla lewicy i naszych rodzimych liberalnych celebrytów. Ci od kilku dni próbują wymusić na Krystianie Legarskim deklarację, że nie zagłosuje on jednak na Andrzeja Dudę, a żeby to zrobić snują – jak Karolina Korwin-Piotrowska – opowieści o prześladowaniu gejów w PRL-u czy o nazistach. Co z nimi wspólnego ma Andrzej Duda? Oczywiście nic, ale celebrytka przestrzega, że jeśli on dojdzie do władzy, to wiadomo… Tyle tylko, że akurat w Polsce działa partia będąca spadkobiercą PRL-u, w którym rzeczywiście szykanowano osoby homoseksualne. Jest nią SLD. Jeśli więc kogoś homoseksualiści powinni się lękać, to właśnie tej partii.

Lęk powinno też w nich wzbudzić uznanie, że ich skłonność seksualna (niezależnie od tego czy ją akceptują czy nie) ma mieć cokolwiek wspólnego z ich wyborami politycznymi. Tych ostatnich nie dokonuje się przecież tylko dlatego, że jest się homo czy heteroseksualistą, a z wielu innych powodów. Można być gejem i przeciwnikiem związków partnerskich czy „małżeństw” osób tej samej płci (i to z kilku różnych powodów – dlatego, że jest się przekonanym, że powinny być one zarezerwowane dla par różnopłciowych, albo dlatego, że pragnienie małżeństwa jest uleganiem heteronormatywności i patriarchatowi), można być homoseksualistą i obrońcą życia i przeciwnikiem aborcji, a także homoseksualistą i wielkim zwolennikiem roli Kościoła w państwie (albo chorobliwym antyklerykałem). Wszystkie te postawy zdarzają się wśród osób homoseksualnych. Nie widać zatem powodów, by uznać, że homoseksualiści muszą czy choćby powinni głosować według jednej sztancy.

No chyba, że uzna się, a tak właśnie zdają się sądzić nasi salonowi celebryci, że osoby homoseksualne są politycznie czy społecznie upośledzone, i w odróżnieniu od heteroseksualistów powinny głosować tylko kierując się skłonnościami seksualnymi. Tyle tylko, że jeśli rzeczywiście tak sądzą, to w istocie pogardzają osobami homoseksualnymi i sprowadzają ich jedynie do nosicieli narządów płciowych, a nie pełnowartościowych ludzi, którzy mogą mieć różne poglądy. Warto, by homoseksualiści to dostrzegli i uświadomili sobie, jak są przez salon traktowani. To konserwatyści szanują ich ze względu na nich samych, dla lewicy i salonu są zaś jedynie kimś, kto ma być narzędziem w walce z tradycją i religią.

Tomasz P. Terlikowski