Nie jestem zwolennikiem multikulturalizmu, i nie budzą mojego zachwytu arabskie dzielnice europejskich miast, ale... mam świadomość, że solidarność, także w wymiarze międzynarodowym, jest obowiązkiem chrześcijan. Niezwykle mocno przypominał o tym Franciszek na Lampedusie, gdzie wspominał ludzi, którzy uciekając ku lepszemu życiu spotkali śmierć na morzu. - „Gdzie jest twój brat?”, głos jego krwi wznosi się aż do mnie, mówi Bóg. To pytanie nie jest skierowane do innych – jest skierowane do mnie, do ciebie, do każdego z nas. Ci nasi bracia i siostry usiłowali wyjść z trudnych sytuacji, by znaleźć odrobinę równowagi i pokoju; poszukiwali lepszego miejsca dla siebie i dla swoich rodzin, a znaleźli śmierć. Jak wiele razy ci, którzy tego szukają, nie znajdują zrozumienia, przyjęcia, solidarności! I ich głosy wznoszą się aż do Boga! - mówił wówczas papież.

I to pytanie kieruje Ojciec Święty nie do jakichś onych, nie do struktur europejskich czy do Brukseli, ale do każdego z nas... - Dziś z mocą budzi się to pytanie: Kto jest odpowiedzialny za krew tych braci i sióstr? Nikt! My wszyscy tak odpowiadamy: nie ja, ja nie mam z tym nic wspólnego, być może inni, ale z pewnością nie ja. Ale Bóg pyta każdego z nas: „Gdzie jest krew twojego brata, która woła aż do mnie?”. Dziś nikt nie czuje się za to odpowiedzialny; utraciliśmy poczucie bratniej odpowiedzialności; popadliśmy w hipokryzję zachowania kapłana i sługi ołtarza, o których mówi Jezus w przypowieści o dobrym Samarytaninie: widzimy ledwo żyjącego brata na poboczu drogi, może myślimy „biedaczyna”, i kontynuujemy naszą wędrówkę, to nie nasz obowiązek; i czujemy się z tym w porządku. Kultura dobrobytu, która prowadzi do myślenia o sobie samych, sprawia, że stajemy się nieczuli na wołanie innych, że żyjemy w mydlanych bańkach, które są piękne, ale są niczym, są iluzją płycizny, tymczasowości, która prowadzi do obojętności w stosunku do innych, co więcej prowadzi do globalizacji obojętności. Przyzwyczailiśmy się do cierpienia innych, nie dotyczy nas, nie interesuje, to nie nasza sprawa! - podkreślał papież.

Przyjęcie owych pięćdziesięciu osób jest gestem solidarności, aktem wyciągnięcia do nich ręki, próbą zapewnienia choćby kilkudziesięciu osobom godnego (a w Polsce, w porównaniu z Afrykę, prowadzimy naprawdę godne życie) życia. I nie ma w tym geście sprzeczności z koniecznością powrotu Polaków z obczyzny do Polski. Znajdzie się u nas miejsce i dla repatriantów i dla imigrantów. Solidarność jest naszym wynalazkiem, i jak kiedyś okazywali ją uciekającym przed komuną Polakom choćby Amerykanie, tak teraz nasza kolei na okazanie solidarności. I z Polakami i z uciekinierami z Afryki północnej, południowej czy środkowej.

Oczywiście asymilacja imigrantów nie jest prostą sprawą. Ale też, i o tym zdają się nie pamiętać młodzi narodowcy, nie jest prostym również zasymilowanie repatriantów. Oni są już w trzecim, czasem czwartym pokoleniu na obczyźnie, pochodzą z rodzin mieszanych, słabo lub wcale nie mówią po polsku, i również oni będą mieli problemy z wejściem w polskie społeczeństwo. Mamy – jako Polacy – wobec nich obowiązki i powinniśmy je podjąć, ale mamy też obowiązek jako chrześcijanie – solidarności wobec uciekinierów i imigrantów. Obie te rzeczy trzeba pogodzić, a nie je sobie przeciwstawić. Polska przez wieki słynęła właśnie z tego, że potrafiła przyjmować potrzebujących. Dobrze, żeby tak zostało. Nawet jeśli rodzi to problemy!

Tomasz P. Terlikowski