Jeśli ktoś miał kiedykolwiek najmniejsze wątpliwości odnoszące się do tego, czy Palikot służy Polsce, to może się już z nimi pożegnać. Jedna z ostatnich wypowiedzi lidera partii (do niedawna) swojego imienia pokazuje jasno, że człowiek ten przeszedł już na stronę Rosji, a jego celem jest oddanie naszego kraju w ręce Putina.. Przesada? A jak inaczej określić wypowiedź, w której polityk jasno wskazuje, że  nie zamierza walczyć, i że trzeba poddać Polskę Rosji, jeśli ta kiedykolwiek nas zaatakuje. Owszem są w tej wypowiedzi także słowa o czynnym oporze, ale trudno nie dostrzec, że w istocie niczego istotnego one nie zmieniają. Palikot bowiem godzi się na to, by Rosja – w imię nie przelewania polskiej krwi – przejęła Polskę.

Takie wypowiedzi, w obliczu nadchodzącej na Europę wojny – są, i trzeba to powiedzieć zupełnie jasno, niedopuszczalne. Polski polityk, który je formułuje, w istocie dopuszcza się zdrady stanu i służy (nawet jeśli robi to nieświadomie) obcemu mocarstwu. Janusz Palikot nie raz pokazywał już, że polskość jest mu obca, że chętnie oddałby ją za miskę soczewicy z Brukseli czy Moskwy, i tym razem przekroczył tylko kolejną granicę. Nie on jest jednak problemem, a to, że państwo polskie nie jest w stanie zrobić nic z kimś, kto ewidentnie wzywa do zdrady polskich interesów. Przed wojną mieliśmy Berezę, i nie mam wątpliwości, że wtedy Palikot trafiłby właśnie do niej. Teraz – na szczęście – jej nie ma, ale w niczym nie zmienia to faktu, że partia, której lider wzywa do zdrady powinna zostać zdelagalizowana, a on sam pozbawiony czynnych praw obywatelskich, tak by nie startował w wyborach na prezydenta. I nie opowiadajmy sobie, że to w Europie niemożliwe. W Niemczech delegalizuje się partie niebezpieczne społecznie, nie widać więc powodów, by podobnie – i to w sytuacji zdrady – nie zrobić w Polsce.

Tomasz P. Terlikowski