„Czapki z głów przed piłkarzami warszawskiej Legii. Po wspaniałym meczu wyeliminowali Spartaka Moskwa i wywalczyli awans do Ligi Europejskiej. A potem czterech bohaterów, nie wykazując żadnego zmęczenia, z fantazją zajechało pod agencję towarzyską na warszawskim Wilanowie” - zachwyca się piłkarzami Legii „SE”. I choć, nie wykluczam, że w zdaniach tych jest nawet jakaś ironia (mnie, starego purytanina, jednak ona nie przekonuje), to jednak reszta tekstu jest także poniżej krytyki. Dziennikarze zapisują, ile kosztuje czas z „dziewczyną”, a na koniec cytują Bogusława Kaczmarka, byłego asystenta selekcjonera reprezentacji Polski, który oznajmia, że „to była dla nich odnowa biologiczna”.

 

Widocznie po bardzo dobrym meczu ze Spartakiem Moskwa chłopcy z Legii potrzebowali chwili wytchnienia. Poszli do agencji towarzyskiej? No cóż... To ich wyjście traktuję z lekkim przymrużeniem oka. Powiedzmy, że była to dla nich higiena psychofizyczna i odnowa biologiczna po wyczerpującym spotkaniu z Rosjanami. Jeśli ma im to pomóc w regeneracji sił... to OK. Pamiętajmy, że takie przybytki rozkoszy wymyślono bardzo, bardzo dawno. Korzystali z nich przecież królowie, a więc ludzie, którzy zarządzali światowymi mocarstwami. Zastanawiam się, jak ta nietypowa regeneracja wpłynie na ich poczynania w dzisiejszym meczu w Bełchatowie z ŁKS-em Łódź. Jeśli pozytywnie - to nie ma afery” - oznajmia Kaczmarek.

 

Aż trudno komentować tego typu brednie. Zamiast wysilać się samemu posłużę się cytatem z „Gazety Wyborczej” (a dokładniej z jego internetowego wydania) i z Miłady Jędrysik. „Tylko że od zarania dziejów kobiety były w nim wyzyskiwane: przymuszane do seksu i pozbawiane osobistej wolności przez alfonsów. Albo zmuszane do prostytuowania się przez ciężkie warunki bytowe. (…) A potem jeszcze sobie pomyślałam - obym się myliła - że jak ta agencja się nazywa Rasputin, to jakie tam dziewczyny pracują? Czy przypadkiem nie ze Wschodu; Ukrainki, Białorusinki, Rosjanki? Najpierw pognębiliśmy w bitwie pod Pepsi Areną ich mężczyzn, a teraz poużywamy sobie z ich kobietami?” - przekonuje Jędrysik, a ja – co też można odnotować, bo nieczęsto się to zdarza – zgadzam się z jej opinią. A od siebie dodam, że facet łajdaczący się w burdelu nie zasługuje na miano mężczyzny. Jest bowiem zwykłym chłystkiem, a nie zuchem czy bohaterem, któremu należy bić brawa.

 

Tomasz P. Terlikowski