Jest to, jak dotąd, najsurowsza decyzja, jaka zapadła wobec duchownych publicznie kwestionujących nauczanie czy stanowisko Kościoła. Ks. Adam Boniecki nadal może się bowiem wypowiadać na łamach „Tygodnika Powszechnego”, a ks. Lemański – choć nie powinien tego robić – lekce sobie waży – zakaz publikacji medialnych. Ojciec Krzysztof Mądel został jednak poinformowany, że ma zaprzestać wszelkich publikacji, także na blogu i w portalach społecznościowych.

I trzeba powiedzieć, że wszystkie te decyzje pokazują, że Kościół w Polsce jest zdeterminowany, by bronić spójnego, katolickiego przekazu, i nie pozwalać by duchowni głosili swoje, a nie katolickie poglądy. Kolejni poproszeni o milczenie (bo warto przypomnieć, że księdzem czy zakonnikiem jest się dobrowolnie, i dobrowolnie przyjmuje się na siebie zobowiązania do posłuszeństwa przełożonym) duchowni od dawna rozmywali jasne nauczanie Kościoła, przekonywali, że nie jest ono przesadnie ważne, a przede wszystkim dostarczali argumentów w walce z Kościołem instytucjom jawnie antykatolickim. Taka postawa, w żadnej instytucji, nie byłaby tolerowana. I dobrze, że nie jest tolerowana w Kościele.

Ale tutaj sprawa ta ma jeszcze jeden wymiar. Otóż kapłan ma prowadzić ludzi do zbawienia, ma pokazywać im drogę do Chrystusa, a także – gdy jest to potrzebne – ostrzegać przed zagrożeniami. Jeśli tego nie robi, jeśli lekceważy grzech, satanizm (jak to niestety robił ks. Boniecki) lub jeśli jawnie wspiera ducha buntu w Kościele czy zakonie (a tak niestety można zinterpretować wypowiedzi o. Mądela) to trzeba skłonić go do przemyślenia swojej postawy, a przede wszystkim uniemożliwić sianie zamętu w głowach wiernych. I to właśnie zrobił przełożony ojca Mądela.

Decyzja, jaka została podjęta, może być jednak także korzystna dla samego duchownego. Otrzymał on bowiem jasny przekaz, jak oceniane są jego działania przez jego własnych przełożonych (a ci są dla niego, jak dla każdego zakonnika, wyrazem woli Bożej) i tym samym dostał szansę zmiany własnej postawy i działania. Teraz trzeba się za niego modlić, aby z szansy tej skorzystał, aby wyciągnął z niej wszystkie duchowe korzyści (bo nawet jeśli jest to decyzja niesprawiedliwa, to można i trzeba ją wykorzystać do pogłębienia własnej relacji z niesprawiedliwie skazanym Jezusem), i aby mógł dalej służyć Kościołowi. Niezależnie od wszystkich różnic, jakie dzielą mnie z ojcem Mądelem, nie mam wątpliwości, że – jak każdy z nas – jest on niezbędny w Kościele. I że może jeszcze się przydać. Jeśli tylko zdecyduje się na prawdziwie zakonne, prawdziwie ignacjańskie posłuszeństwo przełożonym i Bogu.

Tomasz P. Terlikowski