To dobrze, że ksiądz odcina się od akcji anarchistów z grupy Anonymous, i dobrze, że przypomina im, że ich akcja z wolnością słowa nie ma nic wspólnego. Szkoda tylko, że nie dostrzega, że cały spór w ogóle nie dotyczy kwestii wolności słowa, a posłuszeństwa i jasności katolickiego nauczania. Ale w tym oświadczeniu o wiele istotniejsze jest, co innego. Otóż pokazuje ono, na czym polega problem z wypowiedziami ks. Bonieckiego. Są one tak sformułowane, że każdy może z nich wywnioskować, co chce. A sam duchowny może zawsze udawać, że powiedział, co innego niż powiedział.

 

Tak stało się z wczorajszą wypowiedzią. Ks. Boniecki twierdzi, że została ona zmanipulowana, ale sam przytacza jej treść. „Proszę podziękować organizatorom akcji za życzliwość i poprosić, żeby tego nie robili, bo skutek będzie odwrotny” - jak sam twierdzi powiedział do dziennikarza TVP Info. Z tej wypowiedzi nijak nie wynika, że ksiądz Boniecki miał coś przeciwko samej akcji, że odrzucał jej charakter. Wynika z niej tylko tyle, że ksiądz dziękuje cyberterrorystom za życzliwość i wyraża opinię, że akcja ta nie przysłuży się sprawie zdjęcia z niego kar. Nic więcej. Nie ma tu ani słowa o moralnym potępieniu metod, ani o tym, że są one nieodpowiednie. Są podziękowania i opinia dotycząca skuteczności akcji. Może ksiądz Boniecki chciał powiedzieć coś więcej, ale nawet z jego słów wynika, że nie powiedział.

 

Jeśli zatem ktoś manipuluje, to niestety sam ks. Boniecki swoją wypowiedzią. Wczoraj powiedział jedno (zapewne z czystej sympatii do ludzi, której nie sposób mu odmówić), a dzisiaj zorientował się, co ta wypowiedź ostatecznie znaczy, więc błyskawicznie ją sprostował. Na szczęście zapisał też, co powiedział dziennikarzowi, co pozwala prześledzić tok jego rozumowania i wypowiedzi. I pozostawia świadectwo na czym polegają problemy z komunikatami ks. Bonieckiego.

 

Ale wszystko, co napisałem w niczym nie zmienia radości ze zmiany stanowiska marianina. To dobrze, że potępia on atak cyberterrorystów na własne zgromadzenie...

 

Tomasz P. Terlikowski