Media, jak zwykle skupiają się na wątkach pobocznych. Informują o tym, że jakichś dwóch biedaków, którym wydaje się, że mogą połączyć kapłaństwo ze wspólnym pożyciem homoseksualnym protestuje, informują o protestach marginalnych organizacji gejowskich, o których istnieniu przypominamy sobie tylko przy okazji wizyt papieskiej czy antyreligijnych manifestacji. A przecież teraz w Niemczech dzieje się coś o wiele bardziej ważnego. Przyjechał do nich następca św. Piotra i Zastępca Jezusa Chrystusa, widzialna głowa Kościoła, by głosić Słowo, nawracać, siać Ewangelię, łowić ludzkie dusze.

 

Od wyniku tej pielgrzymki zależy zatem wieczny los wielu Niemców (ale także Polaków, Austriaków itd.). Oni albo usłyszą przesłanie papieskie, zmierzą się z nim i nawrócą ku Chrystusowi albo pozostaną w grzechu, odrzuceniu, nihilizmie. Ta pielgrzymka ma jednak – oczywiście mniej istotny wobec wiecznego – wymiar doczesny. Papież jedzie do Niemiec ogarniętych głębokim kryzysem duchowym, ale i do centrum Europy ogarniętej kryzysem politycznym i ekonomicznym. I – znając wcześniejsze wypowiedzi Benedykta XVI nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości – po raz kolejny przedstawi projekt duchowego, ale nie tylko, ratunku dla Europy. Ekonomia Eucharystii, powrót do Boga, budowanie wspólnoty w oparciu o chrześcijaństwo – to jej główne elementy. Nie wiem, czy politycy niemieccy, polscy czy szerzej europejscy są w stanie przyjąć ten przekaz. Nie wiem, czy my sami jesteśmy w stanie go podjąć, ale nie mam wątpliwości, że jest to jedyna droga dla Europy, jedyna możliwość, by zatrzymać się przed przepaścią, do której dzielnie zmierzamy.

 

Wiem też, że wynik tej pielgrzymki, otwarcie serc na słowa Benedykta XVI zależy także od naszej modlitwy, naszego postu, naszego zaangażowania duchowego. I dlatego proszę byśmy modlili się za naszego Papieża i za jego pielgrzymkę do Niemiec. A także za nas samych, byśmy i my umieli usłyszeć przesłanie Piotra naszych czasów.

 

Tomasz P. Terlikowski