Nie chciałem o tym pisać. Nie miałem ochoty wchodzić z butami w sumienie Bronisława Komorowskiego, ani tym bardziej rozstrzygać kwestie, nad którymi władzę ma Kościół. Miałem też, niewielką ale jednak, nadzieję na to, że sam prezydent w pokorze uzna swoją winę, i choćby dla dobra Kościoła (a i swojego życia wiecznego), nie będzie przystępował do Komunii świętej, dopóki nie pojedna się z Bogiem i Kościołem i nie zarzuci niekatolickich poglądów i nie przeprosi (publicznie) za podpisanie ustawy in vitro. Tak się jednak nie stało. Bronisław Komorowski do Komunii świętej przystąpił, a w tej sytuacji mamy do czynienia z publicznym  zgorszeniem, zamieszaniem wywołanym w umysłach wiernych, a także z niebezpieczeństwem dla życia wiecznego samego prezydenta. I dlatego konieczne jest działanie, jasne stawianie sprawy.

A to jest takie, że nie ma najmniejszych wątpliwości, że Bronisław Komorowski nie powinien przystępować do Komunii Świętej. Jego działania, słowa i decyzje – nie tylko w sprawie in vitro, ale takżę gender – jasno pokazują, że nie pozostaje on w jedności wiary z Kościołem, że nie prezentuje stanowiska katolickiego. Można oczywiście przyjąć, że sam prezydent jest osobą niezdolną do samodzielnego podejmowania decyzji, ograniczoną umysłowo i w związku z tym nie ponoszącą odpowiedzialności moralnej, ale to byłoby obraźliwe dla niego jako dla człowieka, a także dla urzędu jaki sprawował. Uznanie, że pozostał do końca ignorantem, i nie wiedział i nie rozumiał, co podpisał, też nie rozwiązuje sprawy, bowiem ignorancja zawiniona (a w tym przypadku mielibyśmy z nią do czynienia) także jest grzechem, i do tego skutkuje publicznym zgorszeniem. Jest jeszcze trzecia możliwość, to znaczy,  że prezydent działał pod przymusem, ale wtedy trzeba jasno wskazać, kto ów przymus wywołał. Innych sytuacji, które usprawiedliwiałyby prezydenta zwyczajnie nie ma, co prawdopodobnie oznacza, jak to jasno wskazali biskupi, że prezydent jest poza wspólnotą Kościoła, a przystępowanie przez niego do Komunii Świętej jest niegodne, pozostając w istocie świętokradztwem.

I już tylko dlatego kapłan powinien chronić wiernego przed taką sytuacją. Prawo kanoniczne nie pozwala mu wprawdzie odmówić – gdy grzech jest prywatny – Komunii świętej, nawet gdy ma on świadomość stanu grzechu ciężkiego, ale powinien przynajmniej w kazaniu jasno wskazać, że w pewnych sytuacjach do Eucharystii przystępować nie wolno. Nie wolno nie dlatego, że niedobry Kościół na to nie pozwala, albo szantażuje polityków, ale dlatego, że Eucharystia przyjęta w sposób świętokradczy nie jest już lekarstwem. „„Kto spożywa chleb i pije kielich Pański niegodnie, winnym się staje Ciała i Krwi Pańskiej. Niech, przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa ten chleb i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije" (l Kor 11, 27-29) – jasno wskazywał św. Paweł Apostoł. Kapłan powinien więc przed takim działaniem bronić świeckiego katolika, ostrzegać, że zaciąga on na siebie wyrok. I nie ma znaczenia, czy ów katolik w życiu publicznym jest dziennikarzem, nauczycielem czy prezydentem. Jego sytuacja wobec Boga jest taka sama.

W omawianym przypadku jest jednak jeszcze gorzej. Przystąpienie do Komunii (a dokładniej Jej udzielenie) prezydentowi oznacza potężne zgorszenie. Wierni widzą bowiem, że prezydent (tak jak poseł) może więcej, że w jego przypadku jasno wyrażone nauczanie Kościoła nie jest egzekwowane, że od nich się wymaga, a od niego nie. Rodzić się w nich może także pytanie, jakie jest stanowisko Kościoła w sprawie decyzji politycznych i ich znaczenia moralnego czy  eklezjalnego, a także poczucie, że kwestia in vitro czy gender nie ma znaczenia dla wiary. I nie można tego zostawić, bowiem oznaczać do może długofalowe skutki dla wiernych. Stąd konieczne wydaje się jasne stanowisko Kościoła.

Mam oczywiście świadomość, że nie jest ono proste, że kapłanowi nie jest łatwo odmówić Komunii, i że na ten temat toczy się wciąż debata kanonistów. Mnie bliższe jest podejście tych, którzy podkreślają, że w takim przypadku jak sytuacja prezydenta mamy do czynienia z grzechem publicznym, i że – by uniknąć zgorszenia – konieczna przed udzieleniem Komunii jest publiczna pokuta. Zanim zaś do niej dojdzie nie należy udzielać Komunii politykowi. Aby jednak stało się to możliwe konieczne jest  jasne stanowisko Episkopatu. Nie wiem, czy będzie ono możliwe, czy biskupom starczy determinacji i prawnych narzędzi, by bronić wiary i dyscypliny sakramentów. Na razie biskupi przypominają o kłopotach, jakie może rodzić odmowa przystąpienia do Komunii. „Co do osób udzielających sakramentów trzeba stwierdzić, iż faktyczne odmówienie komukolwiek Komunii świętej jest niezwykle trudne, ponieważ nigdy nie wiadomo czy dana osoba nie była wcześniej u spowiedzi i nie uzyskała rozgrzeszenia z tego grzechu, okazując żal, postanowienie poprawy i zadośćuczynienie Panu Bogu i ludziom. Jest to sprawa bardzo delikatna. Ze względu na trudność w dokonaniu jednoznacznej oceny, czy w tym przypadku zachodzi sytuacja trwania „z uporem w jawnym grzechu ciężkim” (Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 915), bezpieczniej jest przekazać tę sprawę do oceny ordynariusza” – napisał szef Rady Prawnej Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Andrzej Dzięga. A ja nie mam wątpliwości, że takie decyzje ordynariuszy są konieczne, by uniknąć zgorszenia. Czy do nich dojdzie? Nie mam pojęcia.

 Nie mam jednak wątpliwości, że sam Bronisław Komorowski, jeśli pozostało w nim jeszcze choć trochę katolicyzmu, powinien unikać sytuacji, gdy jego działanie rodzi zgorszenie. I albo powinien przestać przystępować do Eucharystii albo publicznie przeprosić za to, co zrobił i zapewnić, że będzie robił wszystko, by naprawić szkody. Inne postępowanie będzie brnięciem w grzech, budzeniem zgorszenia, niszczeniem jedności wspólnoty wiary. O to zresztą poprosił prezydenta i posłów arcybiskup Andrzej Dzięga. „Tak więc, jeśli ktoś świadomie i dobrowolnie opowiedział się przeciw godności człowieka przez głosowanie lub podpisanie ustawy legalizującej procedurę in vitro, a chciałby przystępować do Komunii świętej, najpierw powinien pojednać się z Bogiem i wspólnotą Kościoła przez sakrament pojednania, wyrazić żal za popełniony grzech, postanowić poprawę i dokonać zadośćuczynienia. W tym przypadku musi być pewność, że dana osoba zmieniła opinię i przyznaje się do popełnionego błędu. W omawianym przypadku trzeba pamiętać, że grzech popełniony publicznie, jakim jest udział w stanowieniu prawa naruszającego godność życia ludzkiego, stanowi szczególną formę zgorszenia. Z tej racji, taka osoba powinna ze swej strony powstrzymać się od przystępowania do Komunii świętej, dopóki nie zmieni publicznie swego stanowiska” – napisał w oświadczeniu szef Rady Prawnej Konferencji Episkopatu Polski.

Dlatego proszę ustępującego już prezydenta, by posłuchał arcybiskupa, by nie niszczył swojego życia i Kościoła. Polityka minie, spory też, ale życie wieczne jest przed nami. Nie warto go narażać, nie warto narażać siebie na świętokradztwo dla przemijających korzyści.

Tomasz P. Terlikowski