Palikot snuł też rozważania na temat religijnego charakteru kapitalizmu. - Kapitalizm jest religią, jedną z najbardziej bezwzględnych, niemiłosiernych, nieuczciwych religii, która tym, którzy mają gorzej i nie są równi, wmawia, że są temu winni – podkreślał. A jego rozważania można by oczywiście potraktować poważnie, gdyby nie jeden, drobny, ale znaczący szczegół. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu Palikot był gorącym zwolennikiem wolnego rynku, i przekonywał, że to on przemieni Polskę. Jeszcze wcześniej bycie skutecznym kapitalistą było jednym z jego biletów do polityki.



Co zatem się zmieniło, że kapitalista i wolnorynkowiec porzuca swoje korzenie? Odpowiedź jest prosta: nie zmieniło się nic. Tak jak nic się nie zmieniło, gdy Palikot z ucznia ojca Macieja Zięby przemienił się w radykalnego antyklerykała i chrystianofoba. A nie zmieniło się nic, bowiem Palikot nie ma i nigdy nie miał poglądów. On ich używa jako elementu promocji samego siebie. Jeśli uznaje, że może się podpromować jako przedstawiciel pokolenia JP2, to robi to, a gdy wyczuwa, że najlepiej zostać skrajnym lewakiem to bez zażenowania przybiera nowy kostium. A jakie są jego prawdziwe poglądy? Odpowiedź jest prosta kult samego siebie. Jednym poglądem Palikota jest on sam. I to on ma być jedynym przedmiotem kultu dla polityków jego partii. I w tym sensie nazwa Ruch Palikota nie jest tylko chwytem propagandowym, to prawda o naturze tej partii.



Jeśli zaś coś zaskakuje i dziwi, to tylko fakt, że ludzie mogą się na to jeszcze łapać. Trzeba mieć pamięć i intelekt jak złota rybka, by nie pamiętać, że Palikot zmienia poglądy jak rękawiczki, że nie mają one dla niego najmniejszego znaczenia. Ops, przepraszam. Jest jeszcze jedna możliwość wyjaśnienia współpracy z tym politykiem... I nie jest nim wiara w niego, ale porównywalny do jego cynizm.



Tomasz P. Terlikowski