Cóż bowiem znaczyć ma sformułowanie radykalna wierność? Jeśli dobrze zrozumiałem chodzi o to, że mężczyzna jest wierny jednej kobiecie, a kobieta jednemu mężczyźnie. Nie zdradzają się, nie uczestniczą w seks-czatach, nie flirtują z innymi. Jednym słowem zachowują wierność, i to nie jakąś radykalną, ale zupełnie zwyczajną. Z wiernością jest bowiem tak jak z byciem w ciąży. Albo się wiernym jest, albo nie. Nie ma trzeciego wyjścia. Nie można być trochę w ciąży i nie da się być trochę wiernym.

Nie mam przy tym wątpliwości, że akurat z takim postawieniem sprawy trudno jest polemizować. I nie chodzi tylko o znaczenie słów, które wymusza takie właśnie postawienie sprawy, ale także o sytuację czysto egzystencjalną. Nie znam męża, któremu wystarcza, że żona jest mu nieradykalnie wierna (czyli, że na przykład zdradza go tylko we wtorki, a w środy, piątki i niedziele jest mu wierna), niewiele jest też kobiet, które napełnia szczęściem nieradykalna wierność mężów. A powód jest niezmiernie prosty: wierność zawsze musi być radykalna, to znaczy bez wyjątków.

Użycie słowa „radykalna” ma jednak bardzo konkretny cel. Chodzi o to, by sprawić, że w umysłach odbiorców czy rozmówców pojawi się myśl, że wierność jest czymś niezwykłym, heroicznym niemalże, że to iż mąż nie dopada każdej koleżanki z pracy i nie zdradza żony w czwartki po lunchu, jest wyrzeczeniem i prawie bohaterstwem. Nie bez znaczenia jest również zbudowanie wrażenia, że każdy, kto głosi jasne i proste zasady jest w istocie radykałem, który wymaga niezwykłych rzeczy od innych. Problem polega tylko na tym, że wymów wierności nie jest w żadnym razie radykalny. On po prostu chroni miłość, bez niego jej nie ma. Jest za to masa, bardzo konkretnego bólu.

Tomasz P. Terlikowski