Zacznijmy od rzeczy oczywistych. Nie może być tak, że rodzice „marnują” pieniądze na rzeczy, które z perspektywy mainstreamu są absolutnie nieakceptowalne. Takie na przykład ubranka są do niczego, nikomu niepotrzebne. Buty też nie. O rowerkach nie wspominając. Wydawanie pieniędzy na tego typu rzeczy powinno być w ogóle zakazane. Szczególnie, jeśli zyskują na tym tanie sieciówki, a nie dobrze ustawieni, najlepiej homo, projektanci, których rzeczy normalny Polak nie założył by na siebie, nie tylko z powodu ceny, ale i skłonności, jakie one promują.

Ale, żeby nie było tylko negatywnie, warto też wskazać na co pieniądze z 500+ mogą być przeznaczone. Mam wrażenie, że na pierwszym miejscu powinna być prenumerata „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, „Krytyki Politycznej” oraz wsparcie nowo powstających mediów KOD.  Dzięki temu 500+ mogłoby się przyczynić do umocnienia demokracji i wolności obywatelskich. Ale to przecież nie wszystko. Warto dorzucić do tej listy dodatkowe lekcje, prywatnej seks-edukacji u edukatorów z Pontonu. To by sprawiło, że na przyszłość państwo wydawałoby mniej na 500+, a zarabiało by na VAT-ie za prezerwatywy (o bananach nie wspominając). Jednym słowem czysty zysk. I jeszcze spotkania z działaczami gejowskimi w ramach rozwoju interpersonalnego i otwierania się na Inność.

Ale to nie wszystko. Wydaje się, że dobrze byłoby także powołać – najlepiej spośród bezdzietnych singli, a być może nawet spośród działaczy LGBTQ – urzędników, którzy kontrolowaliby wydatki rodzinne. Taki urzędnik mógłby zakwestionować wydatek na ubranka, na przykład pod pozorem, ich jednoznacznie płciowego charakteru. Różowe sukieneczki dla dziewczynek byłyby zakazane, za to zakup ich dla chłopców byłby premiowany dodatkowymi talonami na spotkania z pontoniarzami. I tak promowano by nie tylko okropną, patriarchalną i utrwalającą stereotypy prokreację, ale także nowoczesność. Medialni postępacy nie mieliby się więc o co przyczepić. A dodatkowo nikt nie wydawałby pieniędzy na rowery, w których jak wiadomo występują elementy, których samo przywołanie byłoby aktem obrzydliwej homofobii.

Tomasz P. Terlikowski