„Polskie tabu, czyli o czym się nie rozmawia” Magdaleny Środy, to tekst na dobry początek dnia. Po jego lekturze człowiek śmieje się głośno i z ulgą odkrywa, że intelektualni guru polskiej lewicy nie mają pojęcia o świecie, który ich otacza i tkwią w mrokach głębokiej peerelowskiej propagandy, z której nie są w stanie się wyzwolić. Niestety tekst ten pokazuje również, że problemy z wiedzą ogólną mają nie tylko obecni maturzyści, ale również osoby z tytułami profesorskimi, wykładające na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Czego nie doczytała profesor filozofii

 

Przesada? Niestety nie. Magdalena Środa, jako pierwsze na swojej liście tematów, o których nie można w Polsce mówić umieszcza „tabu historii”. A powód jest taki, że Środa nie pamięta (tak, tak – to jest argument profesora filozofii), „by w szkole poddawano w wątpliwość sens narodowych powstań (…), by analizowano skandaliczne warunki, w jakich doszło do uchwalenia Konstytucji 3 maja, by pisano o potwornej korupcji, w np. Sejmie Czteroletnim”. Nie wiem niestety, do jakiej szkoły chodziła Środa, ale w mojej o wszystkich tych rzeczach była mowa. Nauczyciele – i w liceum i w podstawówce – opowiadali o ciemnych stronach historii Polski. A jeśli czegoś brakowało, to raczej wskazanie na to, że „liberum veto” miało też dobre strony.


Ops, zapomniałem, że złamanie tabu historii, oznaczałoby, że w polskich szkołach nie wolno by było w ogóle mówić o jakichś pozytywach naszej wspólnej historii. Młodzi Polacy (tfu, Europejczycy z kraju nad Wisłą) powinni się nauczyć, że od samego początku Polska była ciemnym, zacofanym krajem, w którym bito Żydów (co innego na Zachodzie, gdzie od samego początku cieszyli się gigantyczną tolerancja, i tylko z niewiadomych powodów uciekali do Polski), brano łapówki i wywoływano bezsensowne powstania, zamiast z oddaniem służyć okupantom. Taka wizja historii byłaby dopiero pozbawiona tabu. A że nieprawdziwa, to już dla Środy nie ma znaczenia. Liczy się bowiem nie prawda, a łamanie tabu.

 

Plebejski papież

 

Fakty nie mają też znaczenia w przypadku innych tabu. Oto bowiem okazuje się, że w Polsce mamy też „tabu papieża”. A przecież Jan Paweł II, jak wszystko, co polskie, też był zły, niedobry i zepsuty od środka. „To, że papież nade wszystko chciał zakonserwować polski plebejski katolicyzm, że zależało mu na masowości wiary, a nie na jej intelektualnych walorach, że wspierał (a przynajmniej nie przeciwstawiał się) Radiu Maryja – jest traktowane jako opinia nie tylko wroga (Żyda, Krzyżaka, Rosjanina), ale po prostu szaleńca” - oznajmia Środa.

/

A ja spieszę zapewnić panią profesor, że nie jest to opinia szaleńca czy wroga, tylko totalnego ignoranta. Oskarżanie człowieka, który stworzył katolicką teologię ciała, który opublikował głębokie analizy czynu ludzkiego, który wydał encykliki wspierające studia filozoficzne, o „konserwowanie plebejskiego katolicyzmu” nie jest szaleństwem czy aktem wrogości, jest kretynizmem i dowodem na totalną nieznajomość rzeczywistości. A zarzucanie papieżowi, że zależało mu na masowości wiary, przypomina zarzut do żaby, że kumka.


Takie drobiazgi jak fakty nie mogą nas jednak zatrzymać przed łamanie kolejnego tabu. W Polsce nie będzie tabu, dopiero wtedy, gdy każde dziecko w szkole, i każdy dziennikarz w gazecie będzie wiedział, że winę za kryzys gospodarczy, za to, że w konkubinatach bije się dzieci, a nawet za złe samopoczucie Magdaleny Środy ponosi Jan Paweł II. I tak ma być, a kto w to nie wierzy ten obskurant i ciemniak.

 

Zabić bezbronnych

 

A co zrobić z obskurantami – to też jasne. Można i trzeba zadać pytanie, czy takie coś w ogóle powinno żyć. Tylko bowiem ludzie całkowicie poddanie „tabu początku i końca” mogą sądzić, że życie jest jakąkolwiek wartością, że trzeba je chronić. Ludzie wyzwoleni wiedzą, że tak nie jest. „W cywilizowanym świecie od lat toczą się procesy o tzw. złe narodzenie, którym towarzyszą publiczne spory i akademickie dyskusje, na temat tego, czy lepiej żyć życiem niewartym życia, czy nie żyć?” - przekonuje Magdalena Środa. Niestety niedouczona historycznie pani profesor zapomina dodać, że podobne dyskusje toczyły się i w przeszłości. I wówczas władze sowieckie czy nazistowskie też uznawały, że jak czyjeś życie jest „niewarte życia” - to wolno taką osobę zamordować.


I między innymi dlatego ja wolę żyć w świecie „niecywilizowanym”, w którym w dużym skrócie, uznaje się, że nikt nie ma prawa uznać czyjegokolwiek życia za „niewarte życia”. Cieszę się też z tego, że również – niezależnie od mojej oceny działalności Magdaleny Środy – żyje w świecie, w którym nikt nie ma prawa uznać, że jej życie jest „niewarte przeżycia”. Mam też poczucie, że taki przestarzały, stabuizowany świat jest bezpieczniejszy dla najsłabszych czy upośledzonych, którymi najwyraźniej gardzi profesor Środa.

 

Seksualne problemy prof. Środy

 

I na koniec nie mogło zabraknąć spisu seksualnych obsesji Magdaleny Środy. A w nich, jak zwykle opinii, o tym, że Polska jest krajem przedfeudowskim, bowiem u nas „seks jest atrybutem małżeństwa, które nie ma dzieci. Jak ma, to już nie potrzebuje seksu”. Nie wiem, skąd u Środy takie przekonanie. Aż obawiam się stawiać, jakichś freudowskich pytań, związanych z faktem posiadania przez profesor filozofii, tylko jednego dziecka (czyżby ona tylko raz???) Ale zapewniam, że większość przedfreudowskich katolików kocha się z małżonkami więcej razy, niż posiada dzieci. A z faktu, że mam (ja czwórke – na razie) dzieci, nie wynika bynajmniej, że odcinam się od płciowości.


Dobra, dość już pastwienia się nad Magdaleną Środą. Ona pewnie zwyczajnie żartowała, a ja na poważnie potraktowałem tekst satyryczny. Na poważnie nie da się przecież napisać takich bzdur. I to nawet, kiedy jest się feministką publikującą w tygodniku „Wprost”.

 

Tomasz P. Terlikowski