Uroczystość Bożego Ciała z procesjami po ulicach miast i wsi to niezwykle mocne przypomnienie, że nie istnieje nic takiego jako katolicyzm bezobjawowy, ewentualnie manifestowany tylko w domu. Nasza wiara jest otwarta na świadectwo, a każdy z nas wezwany jest do tego, by być świadkiem Jezusa Chrystusa, by przyznawać się do Niego i do Ojca przed ludźmi, by manifestować swoją wiarę.

I to właśnie robimy w Boże Ciało. Procesja ulicami miast to niesamowity wyraz naszej wiary, to publiczne wyznanie wiary w realną obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. I dobrze, że wciąż te procesje się odbywają, dobrze, że Polska nie zatraciła tego pięknego znaku, jak stało się to w wielu zachodnich krajach; dobrze, że pamiętamy jeszcze, że nasza wiara potrzebuje nie tylko znaków, ale także budowana jest na świadectwie.

Dziś, nie przeciw komuś, ale dla Chrystusa, przypominamy (także sobie), że tam gdzie niknie potrzeba manifestowania wiary, tam, gdzie ginie wspólnotowy i publiczny  wymiar chrześcijaństwa i katolicyzmu, tak ginie także wiara osobista. Widać to niestety w wielu krajach zachodnich, gdzie katolicy najpierw zrezygnowali z przejawiania publicznego swojej wiary, a później – niekiedy kilka czy kilkanaście lat później – porzucili także wiarę. I nie ma w tym nic zaskakującego, bowiem w istocie pierwszym krokiem ku realnej apostazji jest właśnie porzucenie odwagi w świadczeniu całemu światu o tym, jak wielkie rzeczy uczynił nam Wszechmocny.

Tomasz P. Terlikowski