1. Nie wiem, czy matka dziewczynki ją zabiła. Nie mam pojęcia czy jeśli ta wersja się potwierdzi zrobiła to celowo czy – jak to opisuje Rutkowski i ona sama – przez przypadek. Ale nie mam wątpliwości, że wrzucenie materiałów z nią do mediów jest zwyczajnym skandalem. Słowa, jakie cisną mi się na usta na określenie tego, co zrobił detektyw nie przeszłyby przez moją wewnętrzną cenzurę. Więc je sobie daruję. Jedno jest jednak pewne: ani nie przysłużyło się to sprawie, ani nie pomogło w jej rozwikłaniu, a jedynie – z gigantyczną szkodą dla matki dziecka i całej tej rodziny – narobiło reklamy samemu Rutkowskiemu.

 

2. Jak na profesjonalistę dość dziwne było też wczorajsze stwierdzenie, że znaleziono zwłoki dziecka. Takich opinii nie wydaje się na podstawie dotyku i węchu (szczególnie, że przy takiej temperaturze jaką mamy za oknem ciała raczej nie wydają zapachu), ale na podstawie oględzin. Jeśli Rutkowski ich nie dokonał, to albo jest żadnym profesjonalistą albo gra w jakąś grę, której zasad na razie nie znamy.

 

3. Fundamentalnym pytaniem jest też, co stało się z ciałem dziecka? Opowieści o zwierzętach, które je zjadły dziwnie mnie nie przekonują. Brak ciała niezwykle utrudnia stwierdzenie, czy dziecko zmarło na skutek upadku czy zamarzło po tym, jak będąca w szoku matka wyniosła je z domu czy może przyczyną śmierci wcale nie był nieszczęśliwy wypadek? I Rutkowski o tym wie, z co może oznaczać, że wiedzą o tym również rodzice dziewczynki... Profesjonalista sprawdziłby ciało i inne rzeczy, zanim pobiegłby ze sprawą do mediów. Jeśli tego nie zrobił, to albo jest wątpliwym profesjonalistą albo... prowadzona jest w tym wszystkim jakaś gra. Jaka można się tylko domyślać.

 

4. I na koniec trudno nie zadać pytania, czy z ogłoszeniem sukcesu sam Rutkowski nie powinien zaczekać do momentu aż znalezione zostanie ciało, czyli do momentu, w którym jakakolwiek teoria będzie mogła zostać potwierdzona?

 

Tomasz P. Terlikowski