Pytanie dlaczego tak się stało, dlaczego sto pięćdziesiąt osób, w tym szesnaścioro dzieci,  zginęło zawsze w takiej sytuacji cisną się na usta. Zadawali je także współcześni Jezusowi, gdy ginęli niewinni. A On odpowiadał: „W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie»” (Łk 13, 1-9).

I właśnie z perspektywy tych słów, choć wydają się one surowe, trzeba patrzeć na takie wydarzenia. One uświadamiają każdemu z nas, że nie zna dnia ani godziny, że w każdej chwili może sam zginąć, umrzeć oddać ducha. I zamiast się tego lękać trzeba być na to gotowym. Wielki Post był wspaniałym czasem do takich przygotowań. Spowiedź, pokuta, post, jałmużna sprawiają, że zawsze jesteśmy gotowi na własną śmierć. A nadzieja, jaką odnawiamy w tym szczególnym czasie sprawia, że nie musimy się obawiać. Jezus Chrystus daje nam bowiem pewność, że jeśli wierzymy, żyjemy wiarą to możemy oparci na fundamencie Bożym z ufnością oczekiwać życia wiecznego. A z perspektywy bardziej doczesnej, co niezmiernie mocno pokazał Benedykt XVI w encyklice „Spe salvi”, mamy pewność, że żadne wydarzenie w naszym życiu, nawet to najbardziej tragiczne, nie jest pozbawione sensu. To Bóg bowiem rządzi światem, a nie przypadek.

I do Boga także trzeba nam teraz zanosić modlitwy za tych, którzy zginęli w katastrofie nad Alpami. On ma moc udzielić im życia wiecznego, a ich bliskich ogarnąć miłosierdziem i ofiarować im nadzieję, która zawieść nie może.

Tomasz P. Terlikowski