To zwyczajny skandal. Prawo do wyrażania własnej wiary, choćby za pomocą symboli, jest jednym z podstawowych praw człowieka. Nikt nie ma prawa odbierać stewardesie czy stewardowi prawa do jasnego manifestowania swojej wiary. A jeśli ktoś to robi, to łamie przez to fundamentalną zasadę wolności sumienia i wyznania.

 

Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź też nie jest specjalnie trudna. LOT najwyraźniej uwierzył, że jedyną dopuszczalną ideologią na naszym kontynencie jest udający neutralność wojujący ateizm. Dlaczego udający neutralność? Bowiem prawdziwa neutralność nie oznacza zakazu symboli, tylko zgodę na to, że różni ludzie będą nosili różne symbole, a niektórzy z nich nie będą nosili ich w ogóle. Na tym polega wolność. Zakaz symboli to zaś zniewolenie, udawana neutralność, której jedynym celem jest usunięcie wymiaru transcendencji z naszego życia. Wmówienie nam, że religię i religijność musimy pozostawić poza miejscem pracy.

 

Dla człowieka wierzącego taka neutralność jest jednak niemożliwa. Nie da się być wierzącym w domu i neutralnym w pracy. Albo jestem wierzący albo nie. I miejsce, w którym aktualnie przebywam nie ma tu znaczenia. Wymóg „neutralności” w pracy jest więc atakiem na wiarę w ogóle. Atakiem, z którym ludzie wierzący nie mogą się pogodzić.

 

Tomasz P. Terlikowski