I nie jest to przesada. Ja nie wierzę w narodowość śląską, i zgadzam się z Jarosławem Kaczyńskim, który twierdził, że propagowanie takiej pseudotożsamości służyć może tylko interesom niemieckim. Ale… zakładając, że coś takiego istnieje, to musiałoby podlegać takim samym zasadom, jak każda inna narodowość. A patriotyzm przez nią stworzony musiałby być taki sam jak inne.

 

Zacznijmy więc od początku. Jestem polskim patriotą, co dla mnie oznacza, że chcę, by moje dzieci mówiły i odczuwały po polsku. Pragnę tak mocno wpoić im polską kulturę i polską tożsamość, by nigdy nie przyszło im do głowy, że mogą stać się Niemcami, Czechami czy Anglikami, by nigdy nie musiały wybierać. Tyle zwyczajny polski patriotyzm. A jak to jest z „patriotyzmem śląskim” Gorzelika? Otóż on sam mówi po śląsku kiepściutko, a jego dzieci i żona nie mówią nim w ogóle. O swoich córkach mówi zaś, że nie wychowuje ich na Ślązaczki, bowiem „same wybiorą, kiedy dorosną”.

 

Nie widać też w Gorzeliku pragnienia oddania życia (czy choćby wygód) dla własnego „narodu”. Państwo czy województwo też nie są dla niego wartościami. Liczą się jakieś opowieści o tym, że polski jest mu bliski, jako język, ale kulturowo bliższe są mu Niemcy (jak pokazuje wskrzeszenie klubu nazistowskiego, także te, które niszczyły Polskę i Polaków). Nie widzi też powodów, by z patriotyzmu wyrastały jakiekolwiek moralne bezwarunkowe zobowiązania.

 

Słowem „patriotyzm śląski” w wydaniu Gorzelika jest jak wódka bezalkoholowa. Nie ma on nic wspólnego z patriotyzmem, a jest jedynie sposobem rozwalania i niszczenia Polski. A to opłacać się może tylko Niemcom. Niezależnie więc od swoich intencji Gorzelik jest patriotą niemieckim, a może tylko pożytecznym idiotą, który dla taniego poklasku niszczy własne państwo i wspólnotę narodową, z której się wywodzi. Tak czy inaczej politycy rzeczywiście szanując Polskę nie powinni mieć z nim nic wspólnego…

 

Tomasz P. Terlikowski