Od dawna twierdziłem, że obrona uczuć religijnych to zdecydowanie za mało. Uczucia mają bowiem to do siebie, że są skrajnie subiektywne. To, co uczucia jednych uraża, dla innych jest normą (długo nie zapomnę rozmowy z pewnym reformowanym pastorem, który stwierdził, że podarcie Pisma Świętego jest tylko podarciem książki... - aż trudno nie zapytać czy była to nowa wersja stwierdzenia, „tylko Pismo”, sola Scriptura, które fundowało Reformację). To, co uczucia jednych skrajnie rani, dla innych jest normą. Zawsze też może znaleźć się sędzia, który uzna, że darcie Pisma Świętego jest dopuszczalną formą krytyki chrześcijaństwa czy ekspresji artystycznej (świadczy to niewątpliwie o jego poziomie, ale niestety wszyscy wiemy, jaki poziom mają polscy sędziowie). I nic się z tym nie da zrobić.

 

Chronić symbole, a nie uczucia

 

Symbole religijne będą zaś rzeczywiście chronione, dopiero wówczas, gdy obronie prawnej będą podlegały one same, a nie tylko uczucia religijne. Krzyż, Pismo Święte, ale również Koran czy Tora, Gwiazda Dawida czy ikony powinny być zatem otoczone prawną ochroną, tak jak otoczone są symbole narodowe czy państwowe. Za wsadzanie flag polskich w psie kupy można zabulić pół bańki, czy podobnie nie powinno być, gdy ktoś świadomie i z pełną premedytacją profanuje Pismo Święte, które jest Słowem Boga (to obiektywnie) do człowieka, i świętą księgą (to czysto subiektywnie) dla dobrze ponad miliarda ludzi na ziemi? Gdyby Darski zapłacił pół miliona, to na przyszłość zapewne odechciałoby mu się satanistycznej „ekspresji artystycznej”.


Obrona symboli religijnych może mieć zresztą całkiem świeckie, nie odwołujące się do religii uzasadnienie. Chodzi o to, by prawo państwowe chroniło symbole przypominające o tym, że istnieją stałe, niezmienne, wieczne wartości, że człowiek nie jest miarą wszechrzeczy, a wola demokratycznej większości nie ma prawa zmieniać norm moralnych. Symbole wielkich religii przypominają także, że istnieje transcendentna rzeczywistość, która ostatecznie stanowi uzasadnienie nie tylko dla norm moralnych, ale także dla szczególnej wartości człowieka wśród innych stworzeń. Bez tej świadomości, bez istnienia wartości wyższych cywilizacja nieuchronnie skazana jest na nihilizm, a państwo budowane na nicości nie może przetrwać. I właśnie dlatego powinny być one bronione, w stopniu nie mniejszym, niż symbole wspólnoty narodowej.

 

Potrzebni politycy z jajami

 

Wprowadzenie takich rozstrzygnięć prawnych wymaga jednak woli politycznej. Nie powinno jej zabraknąć, skoro zdecydowana większość polskich polityków deklaruje swoje własne chrześcijaństwo i innych systemów religijnych, a pozostali (z naprawdę nielicznymi wyjątkami) szacunek dla religii. Polska konstytucja także odwołuje się do Boga i wartości wyższych uzasadnienie obrony symboli religijnych nie powinno być więc szczególnie trudne.


Dla chrześcijanina nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że podarcie Pisma Świętego, i późniejsze jego palenie jest aktem profanacji. Nie ma też wątpliwości, że taka była intencja satanisty Darskiego. Jemu nie chodziło o ekspresję, ani o krytykę, ale o znieważenie symbolu ważnego dla ludzi innych religii, a także Boga. Chrześcijanin, ale także religijny Żyd nie może mieć więc wątpliwości, że za taki czyn należy się kara... I to na tyle surowa, by rozmaitym idiotom podającym się za artystów nie zachciało się naśladować Darskiego. Chrześcijanin, który opowiada coś o tolerancji dla ludzi niszczących Słowo Boga do człowieka, w istocie pokazuje, że nie jest chrześcijaninem, bo Pismo Święte, to dla niego jedna z wielu ksiąg, taka jak „Pan Tadeusz” czy „O krasnoludkach i sierotce Marysi”.

 

Odwagi, Panie i Panowie posłowie

 

Jest jednak jeden problem. A jest nim zwyczajne tchórzostwo polskich polityków (ale także ludzi kultury czy mediów), gdy tylko zaczyna się mówić o obronie symboli religijnych. Wtedy wszyscy chowają głowę w piasek i zaczynają udawać, że religia w ogóle ich nie interesuje. I w efekcie Polska nie broni krzyża przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, ani symboli religijnych w samej Polsce (z wyjątkiem jednego krzyża na Krakowskim Przedmieściu, który choć ważny nie jest jednak jedynym symbolem, który w Polsce powinien być chroniony). Słowem chrześcijaninem jest się, gdy można się tym pochwalić, gdy jednak trzeba bronić rzeczywiście istotnych symboli, wówczas chrześcijaństwo wyparowuje.


Mam nadzieję (choć raczej abrahamową), że tym razem będzie inaczej, że politycy – i to bez względu na to, z jakiej partii – zjednoczą się i w miarę szybko wypracują prawo zakazujące obrażania symboli religijnych, czy zwyczajnie profanacji. To będzie doskonały dowód na to, że religia, chrześcijaństwo rzeczywiście coś dla nich znaczą, że są oni chrześcijanami nie tylko z nazwy, ale też z przekonania, i że polski Sejm usłyszał i zrozumiał to, co mówił do polskich polityków Jan Paweł II. A jeśli chcemy polskim politykom w tym pomóc, to zwyczajnie zacznijmy ich zmuszać do zmiany prawa. Wysyłając listy i jasno deklarując, że polityk, który akceptuje darcie Pisma Świętego, w Polsce nie przejdzie przez sito wyborcze. Tak więc panie i panowie posłowie, udowodnijcie, że rzeczywiście nie chcecie, by Darski niszczył Pismo Święte.

 

Tomasz P. Terlikowski