To, co widzimy obecnie w mediach niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jesteśmy, od dawna, karmieni matrixem, wyrwanymi z kontekstu informacjami czy wręcz kłamstwami, którzy spece od propagandy zgrabnie układają w rzekomo newsowe narracje. I teraz, gdy po ujawnieniu informacji zebranych przez Jürgena Rotha od niemieckich służb, o wiele trudniejsze stało się kłamanie w sprawie Smoleńska, nasi zawodowi kłamcy przypomnieli sobie o śp. Generale Błasiku i jego rzekomej obecności w kokpicie. I choć wykluczono już taką obecność, to nagle po ponownym odczytaniu rozmów (pięć lat na to trzeba było) okazało się, że generał jednak tam był, a ktoś (nie udało się ustalić kto) miał nawet coś mówić o piwku.

Jednym słowem wraca sowiecka narracja o pijanym generale, który wymuszał lądowanie. A że dowodów brak, że odrzucono już ją? Jakie to ma znaczenie, jeśli tuż przed piątą rocznicą Smoleńska można obrzucić zmarłych błotem, obrazić ich bliskich i sprawić, że podniosą się emocje społeczne? A może nawet uda się przy okazji osłabić Andrzeja Dudę, to by był dopiero sukces. Jednak najważniejsze jest oczywiście przesłonięcie prostego faktu, że niemieckie służby (nie, nie te od Macierewicza, ale te, które tuż po wojnie zakładali Amerykanie) widzą sprawę nie tak boleśnie prosto, jak nasz przyjaciel WSI Bronisław Komorowski. Oni mają odwagę mówić o zamachu, a nasze proputinowskie lizuski takiej odwagi nie mają, bo jeszcze musieliby przyznać, że sami – z czystej złośliwości – ułatwili postsowieckim służbom Smoleńsk.

Niewiele jest słów, które mogą określić to, co się wydarzyło. Te, które cisną się na usta są w większości niecenzuralne. Ujmując rzecz najkrócej trzeba jednak powiedzieć zupełnie jasno, że to, co zrobili obecnie kreatorzy narracji jest haniebne, a jedyną stroną, która może na tym skorzystać jest Władimir Putin, ewentualnie jego polityczni polscy przyboczni. Ci więc, którzy wykreowali przekaz dnia (niekoniecznie mam tu na myśli dziennikarzy, bo oni te taśmy od kogoś otrzymali), tygodnia, roku powinni wiedzieć, że są zwyczajnym zdrajcami. Zdrajcami nie tylko Polski, ale też zwyczajnego człowieczeństwa.

Tomasz P. Terlikowski