Wszystko, co właśnie dzieje się na naszych oczach, a szczególnie klęska Zachodu w Afganistanie, to straszliwa i chyba już nieodwołalna klęska lewicowego liberalizmu. Piszę o tym i mówię od kilku dni, ale ponieważ mamy do czynienia z punktem zwrotnym w historii, chcę tę sprawę dokładnie wyjaśnić.

Ustrój demokratyczny towarzyszył ludzkości niemal od zarania i był równoległy do wszelkich innych. Demokracje jednak wyglądały bardzo różnie, dość przypomnieć, że Hitler doszedł do władzy drogą demokratyczną. Współczesny ustrój demokratyczny, charakterystyczny dla cywilizacji zachodniej, musiał zawierać jeszcze pewien zespół wartości, który kierunkował i limitował demokrację. Zarówno założyciele Stanów Zjednoczonych, jak i ojcowie zjednoczonej Europy w sposób naturalny opierali się na wartościach płynących z chrześcijaństwa. Nie chodziło w żaden sposób o dominację wiary, ale o powszechnie akceptowany zbiór praw, na podstawie których rozwijano wszelkie inne prawa. Ten zespół wartości w jakiejś mierze przyjmowały też narody niemające wcale takich korzeni, na przykład współczesna Turcja czy Indie. Oczywiście przyjmowały te wartości, o ile nie wiązały się z narzucaniem religii czy eliminowaniem ich wierzeń i tradycji. Pierwszą próbę zniszczenia tego systemu, kiedy on tak naprawdę raczkował, podjął marksizm. Sam Marks, od młodości zdeklarowany wróg chrześcijaństwa, głosił, że ogranicza ono zmianę systemu społecznego. Rosja uznała marksizm za wygodne uzasadnienie kolejnego etapu rozwoju imperialnego. Po ideologii jednoczenia ziem ruskich pod panowaniem Moskwy, a następnie panslawizmu, gdy wyszli poza Europę Wschodnią, internacjonalistyczny marksizm stał się alibi dla światowych podbojów Kremla. Słabość strukturalna systemu stworzonego przez Moskwę spowodowała zawalenie się imperium i powrót do czasów jednoczenia ziem ruskich. Tymczasem Zachód wyszedł poza swoje granice. System kolonialny pozwalał wprawdzie na utrzymywanie terenów poza swoją kulturą, ale był tak głęboko sprzeczny z głoszonymi ideami, że na dłuższą metę zupełnie się nie mógł utrzymać. To nie walka zniewolonych ludów doprowadziła do wyzwolenia się krajów kolonialnych. Najważniejszą przyczyną upadku kolonii był brak zgody demokratycznych narodów na narzucanie obcych rządów podbitym krajom. Część z wyzwolonych państw, pochodząca z kultur niechrześcijańskich przyjęła jednak system polityczny po cywilizacji zachodniej. Nazwano go liberalną demokracją, chociaż jeszcze wtedy była to demokracja wywodząca się z chrześcijaństwa. Dla krajów spoza tego kręgu kultury takie postawienie sprawy było nie do przyjęcia, więc słowo „liberalizm” łatwiej akceptowano.

Tymczasem marksizm, który przestał być użyteczny w Moskwie, zaatakował w nowych odsłonach kraje starego Zachodu. Krok po kroku odnosił sukcesy, dominując w kulturze, na uczelniach czy w mediach. Zupełnie cynicznie został przyjęty jako uzasadnienie dominacji jednych państw nad drugimi. Z tym, że nie była to już liberalna demokracja, ale demokracja lewicowo-liberalna. Silniejsze kraje w ramach UE potrafiły rozliczać słabsze z wartości unijnych, a tak naprawdę z pełzającej rewolucji marksistowskiej. Było to działanie zupełnie cyniczne, tak jak cyniczni byli kiedyś przywódcy ZSRS używający ideologii do podboju.

I dokładnie w tym samym miejscu, czyli w Afganistanie, marksizm się zawalił. Myślenie, że wszyscy pokochają nowy system, bo jest światły i najlepszy, szybko się skończyło. Został tylko wybór: wojna lub porażka. Lewicowy liberalizm osłabił strukturę zachodnich społeczeństw i skompromitował demokrację w oczach społeczeństw niechrześcijańskich. Pomysł używania tej ideologii do ekspansji całkowicie zawiódł. Społeczeństwa z innych kultur mogą przyjąć pewne cechy demokracji liberalnej, ale bez narzucania im marksistowskich wynalazków. A skoro system okazał się niepotrzebny, zacznie się zwijać. To tylko kwestia czasu. Trump, Orbán czy Kaczyński to prekursorzy kroczącej kontrrewolucji.

 

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika "Gazeta Polska" nr. 34; data: 25.08.2021.