Po „Piątce Kaczyńskiego” pewnie trudno było wymyślić równie wielki program, choćby ze względu na koszty. Tym bardziej że PiS chce spełnić inny wielki cel gospodarczy: zrównoważony budżet. Tym razem świadczenia zaproponowane przez PiS jednak nie wygenerują aż takich wydatków budżetu. Podnoszenie płacy minimalnej jest kosztowne głównie dla przedsiębiorców, ale w przypadku finansów publicznych może mieć wręcz efekt dodatni: po prostu od wyższych pensji będą wyższe podatki. W praktyce oznaczać to będzie nie tyle realne podniesienie płacy, ile jej opodatkowanie. Czyli wzrosną koszty ZUS-owskie i podatkowe. Najniższe wynagrodzenia będą przenoszone z szarej strefy do oficjalnej. To rynek wymusza podnoszenie minimalnej płacy. Bardzo trudno dzisiaj znaleźć pracownika, który będzie pracował za najniższą krajową. Jest więc powszechną praktyką uciekanie w dzielenie płacy między szarą i oficjalną strefę. Koszty pracodawcy wzrosną, ale nie tak bardzo, jak wprost wynika z przedstawionych planów. Firmy będą musiały zwiększać swoją wydajność albo zmniejszać zyski. Czternasta emerytura pewnie nie będzie powszechna, czyli dla absolutnie wszystkich. W chwili, gdy piszę ten komentarz, nie znam jeszcze szczegółów. Będzie to na pewno wzmocnienie dla najuboższych i mających średniej wielkości emerytury.

Jeszcze ciekawsza jest kwestia pełnych dotacji dla rolników. Prawdę mówiąc, za każdym razem, gdy komentowałem kwestię nierównego traktowania polskich rolników, trzęsło mną ze złości. Dlaczego biedniejsze państwo ma prawo do mniejszego wsparcia niż bogatsze? To był problem, który zatrzymywał rozwój wsi. Nie wiem, jak PiS chce to załatwić, ale skoro obiecał, to widocznie albo wytargował to już w UE, albo uruchomi dopłaty poza unijnymi funduszami.

Należy jednak pamiętać, że prezes Jarosław Kaczyński zaczął swoje przemówienie nie od obietnic socjalnych i ekonomicznych, lecz od obrony polskiej rodziny, Kościoła i narodu przed atakiem lewackich ideologii. Ten plan jest dokładnie odwrotny od tego, co proponuje Platforma Obywatelska, nie mówiąc już o lewicy.

Dlaczego prezes PiS-u zaczął od spraw ideowych, a tak smaczne kąski jak dodatkowe emerytury, pełne dopłaty dla rolników czy zwiększenie pensji minimalnej wymienił w drugiej kolejności? Chodzi nie tylko o to, że tak bardziej wypada. Po prostu debata o polskiej rodzinie, roli Kościoła i narodu stała się naprawdę ważna dla wielu Polaków. W dodatku sto procent elektoratu PiS-u popiera to, co powiedział Kaczyński, a w przypadku wyborców PO jest silny podział. Podnosząc poprzeczkę, Kaczyński zmusza Schetynę, by się określił w tych sprawach, a to dla lidera PO jest zawsze odrąbywaniem kawałka wątroby. Lider PiS-u, mówiąc też pewne rzeczy bardzo wprost, unika ciągłej debaty na ten temat. Schetyna ma więc do wyboru albo wić się wokół spraw typu ideologia LGBT, albo dyskutować o propozycjach ekonomiczno-socjalnych Kaczyńskiego. To dla niego wybór między masakrą a skokiem z samolotu bez spadochronu. Pułapka została doskonale zastawiona i w dodatku w taki sposób, że wszystko jest spójne ze sobą i pasuje zarówno do dotychczasowego programu PiS, jak i aspiracji elektoratu.

Ale Schetyna ma jeszcze jeden problem, dużo bardziej zasadniczy. PiS nawet przez przeciwników jest postrzegany jako partia, która dotrzymuje słowa. O PO rzadko tak mówią nawet jej gorący zwolennicy. Każda obietnica Kaczyńskiego dzisiaj procentuje, a w przypadku Schetyny efekt jest niepewny.

Co więc zostaje PO? Silny atak na PiS. Problem w tym, że właśnie wykreowali Małgorzatę Kidawę-Błońską jako „anioła dobroci” i nową twarz opozycji. Przy wściekłych atakach swojego otoczenia na rząd będzie wyglądała jak dziewica wśród ludożerców. Pytanie, czy taki wizerunek pomaga w walce o władzę. Jeszcze można by uwierzyć, że Schetyna poskleja rząd z PO, kumpli Biedronia, postkomunistów, PSL i Kukiza. Nie wiem jak, ale choćby wizerunkowo da się to sklecić. W przypadku pani Małgorzaty wiara w jej zdolność pogodzenia takich sprzeczności to raczej jakiś dowcip.

Końcówka kampanii w wykonaniu opozycji będzie więc i śmieszna, i straszna. No i wszystko przyprawione breją, która popłynęła z Warszawy.