Próbowałem policzyć, ile w piątce Kaczyńskiego jest wsparcia socjalnego, a ile polityki prorozwojowej. Gdyby wziąć same liczby, to według wyliczeń rządu 18 mld zł wydamy dodatkowo na dzieci, 7 mld zł (będzie trochę więcej, ale jest tu podatek, który wraca do budżetu) na emerytury i renty. To jest coś, co można nazwać polityką socjalną. Obniżanie podatków i inwestycje w połączenia autobusowe to polityka wprost prorozwojowa. Na to ostatnie wydamy 800 mln zł. Na zniesienie PIT-u dla ludzi do 26. roku życia pójdzie około 3 mld zł. I wreszcie obniżenie PIT-u i wyższe koszty uzyskania przychodu to około 10–12 mld złotych. Przypuszczam, że realna proporcja wydatków: rozwój do socjalu – to będzie jak czterdzieści do sześćdziesięciu.

Wyliczenia co do wydatków socjalnych są dosyć konkretne i te wydatki wchodzą szybciej. W samych jednak funduszach socjalnych jest pewien element prorozwojowy. Po pierwsze, stymulacja gospodarki. Kiedy tego typu wydatki stymulują gospodarkę? Kiedy nie zwiększają ciężarów obsługi zadłużenia. Inaczej trzeba porównać koszt obsługi zadłużenia do zysków ze stymulacji. Nie zawsze jest to proste, ale na razie wychodzimy na plus. Drugim elementem rozwojowym w tych wydatkach jest inwestycja w rodzinę i dzietność. Utrzymanie populacji na obecnym poziomie daje nam szansę na to, że za dwadzieścia lat nie dojdzie do całkowitego załamania systemu emerytalnego. Chodzi przede wszystkim o zatrzymanie spadku urodzeń. Cudu nie będzie, ale wyraźnie łagodzimy złe tendencje. Każde dziecko dzisiaj urodzone to za dwie dekady kilkanaście tysięcy złotych rocznie w systemie emerytalnym. Łatwo policzyć, że się opłaca. Szybciej zwracają się powracający imigranci lub na przykład pracownicy ze wschodu, pod warunkiem że płacą ZUS.

Przy obecnej sytuacji budżetu „piątka” Kaczyńskiego powinna więc wpłynąć na gospodarkę stymulująco. Problem może pojawić się najwcześniej w drugiej połowie 2020 roku, gdyby nastąpił w Europie głęboki kryzys. Pewnie nawet w takiej sytuacji budżet dociągnie do roku 2021. Pytanie, czy Polska może ominąć suchą nogą ewentualne spowolnienie czy wręcz załamanie unijnej gospodarki?

Trudno przewidzieć potencjalną skalę problemów, choćby nie znając odpowiedzi na pytanie o brexit i jego skutki. Jedno jest pewne – wejdziemy w kryzys z rozpędzoną gospodarką w czasie, gdy inni będą już u jego początku ledwo dyszeć. Jednym z poważnych objawów recesji i jednocześnie jej najgorszych skutków jest zwalnianie pracowników. Przedsiębiorcy mogą wykorzystać fakt obniżenia PIT-u i wyższych kosztów uzyskania przychodu, by negocjować zarobki. Również ludziom młodym będzie łatwiej utrzymać pracę, skoro w ogóle nie będą płacić PIT-u. Tego typu inwestycje, jak obniżanie podatków, są najskuteczniejszą szczepionką na różne objawy kryzysu. Najbardziej zagrożone mogą wtedy być wypłaty kolejnych trzynastek dla emerytów. Wszystko będzie zależeć od skali kryzysu i dyscypliny budżetowej, szczególnie jeżeli chodzi o ściąganie podatków.

PiS ogłaszając „piątkę”, zamurował swoją politykę na lata. Bardzo trudno będzie się z tego komukolwiek wycofać. Jednak żeby taki kierunek kontynuować, niezbędna będzie walka z patologiami ograbiającymi polską gospodarkę.

Silniejsze ramię socjalne i trochę słabsze prorozwojowe wynika najprawdopodobniej z oceny stanu społeczeństwa. Ciągle w Polsce dominują ludzie o niskim poziomie życia. Powoli jednak trzeba będzie wyrównywać akcenty i wzmacniać klasę średnią. To jest warunek rozwoju gospodarczego i utrzymania władzy. Miliony ludzi o średnich i wyższych dochodach coraz mniej będą oczekiwały świadczeń od państwa, a coraz więcej zdejmowania ciężarów podatkowych. W kolejnej kadencji, mam nadzieję, PiS postawi na bardziej zdecydowane obniżanie podatków. Oczywiście jeżeli wygra i jeżeli nie nastąpi silny kryzys gospodarczy w Europie. To pierwsze wydaje się dzisiaj bardziej prawdopodobne niż kiedykolwiek. Co do kryzysu to duża niewiadoma.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 10; data: 06.03.2019.