W dokumentach obecnego biskupa Rzymu o wiele częstsze są cytaty z Jana XXIII i Pawła VI, niż z Jana Pawła II. Franciszek świadomie pomija kluczowe elementy nauczania polskiego papieża na temat relatywizmu, małżeństwa i rodziny.

Opowiedziana przez Franciszka anegdota sugerująca, że Jan Paweł II mógł tolerować skandale seksualne w Kościele, była cytowana przez media na całym świecie, także w Polsce. Jednak mało kto zastanawiał się, dlaczego obecny papież zdecydował się opowiedzieć historię, która – najdelikatniej rzecz ujmując – nie stawia jego poprzednika, którego sam kanonizował, w najlepszym świetle.

Brak też – poza nielicznymi tekstami ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego, Grzegorza Górnego czy moimi – próby opisania zjawiska, z którym mamy do czynienia w Kościele od kilku lat, a które określić można Jego „dewojtylizacją”.

Anegdotka Franciszka jest tylko elementem budowania nowego, zdecydowanie gorszego wizerunku świętego papieża Polaka. I ma na celu osłabienie nurtu obrony ortodoksji w Kościele, który obecnie działa głównie pod duchowym patronatem św. Jana Pawła II.

Akt na miarę Lutra

Warto przyjrzeć się temu, co dzieje się od jakiegoś czasu w Kościele. Zaczęło się od tego, że przed dwoma synodami na temat małżeństwa i rodziny kluczowi współpracownicy papieża Franciszka wyrażali opinię, że nauczanie papieża Polaka na temat małżeństwa i rodziny (choć wyrasta ono z całej Tradycji Kościoła) przestało być aktualne.

Tego typu opinia powraca nieustannie w rozmaitych wypowiedziach, a jej najzabawniejszym potwierdzeniem była krytyczna wypowiedź kard. Waltera Kaspera na temat „Manifestu wiary” kardynała Gerharda Müllera.

Przypomnijmy o co chodziło. Otóż kard. Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, przypomniał w swoim dokumencie główne prawdy wiary pochodzące z „Katechizmu Kościoła Katolickiego” (tego zatwierdzonego przez św. Jana Pawła II) i zaapelował by trwać przy nich w czasach narastającego zamieszania. W odpowiedzi kard. Kasper ostro potępił „Manifest” stwierdzając, że jest on aktem na miarę Lutra i wyrazem nieposłuszeństwa wobec Kościoła.

Kuriozalność tej wypowiedzi nie wymaga komentarza, ale warto sobie uświadomić, że jest ona tylko jednym z wielu dowodów na to, że obecny watykański mainstream przekonuje, iż wierność nauczaniu Jana Pawła II jest w istocie aktem nieposłuszeństwa wobec Franciszka, i jako taka musi zostać odpowiednio surowo potępiona.

Nowy kierunek, nowe wyzwania

Słowa to jednak nie wszystko, o wiele ważniejsze są decyzje, których celem jest demontaż instytucjonalnego dziedzictwa św. Jana Pawła II. Zaczęło się od – tak drogiej papieżowi z Polski - Papieskiej Akademii Życia. Jej skład najpierw zmieniono tak, by weszli do niej także zwolennicy aborcji, później zaczęto zmieniać jej cele, a wreszcie odwołano konferencję poświęconą in vitro.

Dlaczego? Bo, jak wyjaśnił w liście do moderatorów kanclerz Akademii ks. prałat Renzo Pegoraro, przy planowaniu nowych spotkań i debat trzeba „uwzględnić nowy kierunek i nowe wyzwania stojące przed Akademią”.

Jakie to wyzwania? To dla odmiany wyjaśnił arcybiskup Vincenzo Paglia, nowy szef Akademii. Papieskie dzieło ma zajmować się nie tyle problemami bioetycznymi, ile ochroną środowiska naturalnego, migracją czy kontrolą zbrojeń. Niezależnie od znaczenia tych tematów, trudno nie dostrzec, że w efekcie Akademia przestanie się zajmować tym, co - według św. Jana Pawła II - było jej głównym celem.

Formy i wzorce z przeszłości

Jeszcze lepiej dążenie do odrzucenia dziedzictwa św. Jana Pawła II widać w decyzjach dotyczących Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną. Decyzją obecnego papieża został on zlikwidowany, wszystkich jego pracowników zwolniono (pozostawiając tylko wielkiego kanclerza – arcybiskupa Vincenzo Paglię i rektora – ks. Pierangelo Sequeri), a chwilę później powołano nową placówkę - na nowych zasadach prawnych - czyli Instytut Teologiczny Jana Pawła II dla Nauk o Małżeństwie i Rodzinie.

Powody takiej decyzji tym razem wyjawił sam Franciszek. - Zmiany antropologiczno-kulturowe wywierają dziś wpływ na wszystkie aspekty życia i wymagają podejścia analitycznego i zróżnicowanego. Dlatego też nie wolno nam się ograniczyć do praktyk duszpasterskich, które odzwierciedlają formy i wzorce z przeszłości - wyjaśnił.

Te słowa jednoznacznie pokazują, że dla Franciszka nauczanie jego poprzednika św. Jana Pawła II „odzwierciedla formy i wzorce z przeszłości”, które - za sprawą wydanej przez obecnego papieża adhortacji „Amoris laetitia” - przestały być aktualne. I choć na razie - mimo tych decyzji - instytut się jeszcze broni i nadal wykładane jest tam wszystko, co zaplanował św. Jan Paweł II, to wielki kanclerz nieustannie przypomina, że będzie tak jeszcze tylko przez rok.

Kropka zamiast przecinka

Trudno też nie zauważyć, że św. Jan Paweł II jest obecnie cytowany o wiele rzadziej niż jeszcze kilka lat temu. Franciszek świadomie pomija kluczowe elementy nauczania św. Jana Pawła II na temat etyki sytuacjonistycznej, relatywizmu, małżeństwa i rodziny. W jego dokumentach o wiele częstsze są cytaty z Jana XXIII i Pawła VI niż z Jana Pawła II.

Nie ma wątpliwości, że papież ma pełne prawo wybierać źródła swoich inspiracji, ale… jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że obecne nauczanie jest konstruowane w ten sposób, by wyminąć, a czasem nawet pominąć, bardzo długi przecież i znaczący pontyfikat św. Jana Pawła II, by działać tak, jakby go nie było.

Są rzecz jasna miejsca, gdzie jest to niemożliwe. Ale i wtedy można odnieść wrażenie, że obecny papież ucieka się do pewnej sztuczki, tak cytując swojego poprzednika, by nie było wiadomo, co chciał on napisać.

Tak jest w kluczowym rozdziale „Amoris laetitia”, gdzie Franciszek omawia „rozeznawanie” sytuacji nieregularnych – czyli m.in. dotyczących osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Pojawia się tam odesłanie do adhortacji apostolskiej Jana Pawła II „Familiaris consortio”. „Kościół uznaje sytuacje «gdy mężczyzna i kobieta [pozostający w nowym niesakramentalnym związku – red.], którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się»” - cytuje Franciszek św. Jana Pawła II.

Problem z tym cytatem polega na tym, że kończy się on kropką, tam, gdzie Jan Paweł II postawił przecinek. W tekście polskiego papieża bowiem czytamy, że możliwa do zaakceptowania jest sytuacja „gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów — jak na przykład wychowanie dzieci — nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom”.

Oba te zdania różnią się od siebie i to zasadniczo. Ale właśnie dzięki przykrojeniu tego zdania może zostać wyciągnięty przez Franciszka wniosek (w przypisie 329), że w pewnych sytuacjach takie życie (we wstrzemięźliwości seksualnej) nie jest możliwe. „W tych sytuacjach wielu, znając i przyjmując możliwość pozostawania w związku «jak brat i siostra», którą oferuje im Kościół, odkrywa, że jeśli brak pewnych wyrazów intymności «nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone»” - wskazuje papież, cytując tym razem Sobór Watykański II, a konkretniej Konstytucję „Gaudium et spes”.

Inna rzecz, że i w tym przypadku jest ona cytowana wbrew intencjom autorów, bowiem w dokumencie soborowym słowa te odnoszą się do małżeństw sakramentalnych, gdzie intymność jest istotą małżeństwa, a nie do związków niesakramentalnych, gdzie pożycie seksualne jest grzechem.

Poważne zarzuty

Takiemu pomijaniu czy przykrawaniu św. Jana Pawła II trudno się nawet dziwić, bo przecież przeciwnicy zmian zapoczątkowanych przez obecny pontyfikat chętnie i z pasją powołują się właśnie na papieża z Polski.

Dopiero na tak zarysowanym tle można zrozumieć, skąd wzięła się historia opowiedziana dziennikarzom przez Franciszka na pokładzie samolotu wracającego z Abu Zabi. Zacytujmy ją że wszystkimi szczegółami: - Jest taka anegdota: kard. Joseph Ratzinger miał wszystkie dokumenty dotyczące zgromadzenia, w którym dochodziło do nadużyć seksualnych i ekonomicznych. Udał się do nich, ale natrafił na przeszkody i nie mógł do nich dotrzeć. Papież Jan Paweł II, który pragnął poznać prawdę, poprosił go o spotkanie. Joseph Ratzinger przedstawił na nim dokumentację, wszystkie zebrane papiery. Gdy wrócił, powiedział do swojego sekretarza: „daj to do archiwum, wygrała druga partia” – relacjonował Franciszek. – Nie wolno nam się tym gorszyć, to są kroki w dłuższym procesie. Ale jeśli chodzi o papieża Benedykta, to pierwszą rzeczą, którą powiedział po wyborze, było: „przynieście mi z powrotem te papiery z archiwów” i rozpoczął śledztwo – zaznaczył Franciszek.

Te słowa, warto mieć tego świadomość, oznaczają sformułowane w sposób bardzo lekki i humorystyczny, bez podania szczegółów, oskarżenie poprzednika o tolerowanie czy przykrywanie potężnych skandali seksualnych, a przynajmniej zgodę na to, by tolerowała je jakaś „druga partia”.

Oskarżenie to, o czym też warto pamiętać, nie zostało przy tym w żaden sposób uwiarygodnione czy nawet doprecyzowane. Tego, że anegdota dotyczy o. Maciala Marciela Degollado, założyciela Legionistów Chrystusa dziennikarze domyślili się sami, a kilkanaście godzin później potwierdził to – realizujący politykę informacyjną Watykanu – portal „Vatican Insider”. Jednym słowem padły zarzuty bardzo poważne, ale niczym nie uwiarygodnione.

Świętość nie jest oczywista

To jednak nie wszystko. Kilka miesięcy temu dwóch watykanistów Andrea Tornielli i i Gianni Valente opublikowało książkę „Dzień sądu”. W książce tej sformułowany jest zarzut, że najwięksi przestępcy seksualni w Kościele byli tolerowani, a czasem wynoszeni do najwyższych godności – poza obowiązującą procedurą – właśnie przez św. Jana Pawła II.

To w tej książce pojawia się sugestia sekretarza Sygnatury Apostolskiej biskupa Giuseppe Sciacciego o dekanonizacji św. Jana Pawła II, gdyby udało się udowodnić, że nie praktykował on w stopniu heroicznym cnoty roztropności.

Krótko po publikacji „Dnia sądu” współautor książki Andrea Tornielli został mianowany na stanowisko dyrektora programowego wszystkich mediów watykańskich. W największym skrócie oznacza to, że papież uczynił go autorem strategii informacyjnej papiestwa.

Czy dekanonizacja jest rzeczywiście możliwa? Teoretycznie tak, ale w praktyce byłoby to niezmiernie trudne. Tak się bowiem składa, że decyzje papieskie o kanonizacji podejmowane są nieomylnie, a zatem żeby je unieważnić trzeba by udowodnić, że Franciszek, a wcześniej Benedykt XVI zostali świadomie wprowadzeni w błąd przez prowadzących proces beatyfikacyjny, a później kanonizacyjny kapłanów.

Taki zarzut byłby trzęsieniem ziemi dla Watykanu, podważyłby zaufanie do papiestwa i Kościoła. Jest więc bardzo mało prawdopodobne, by ktokolwiek zdecydował się na taki krok.

Po co więc formułowane są takie ostrzeżenia? Wydaje się, że z dwóch zasadniczych powodów.

Po pierwsze chodzi o to, by podkreślić zaangażowanie Franciszka w walkę ze skandalami i odwrócić uwagę opinii katolickiej od raportu arcybiskupa Carla Marii Vigano, który formułuje bardzo poważne zarzuty wobec obecnego papieża.

Drugi powód to dążenie do z „dewojtylizacji” Kościoła. Będzie ona o wiele prostsza, jeśli uda się przekonać katolików, że świętość Jana Pawła II nie jest oczywista, że on sam miał na sumieniu jakieś niedopatrzenia czy brak roztropności. Właśnie temu ma służyć sugerowanie, że dekanonizacja byłaby możliwa.

– Tomasz P. Terlikowski