"Zaproszenie od premiera na piątkowe spotkanie bez podawania szczegółów, to działanie PR-owe, a nie realne; pierwsze moje wrażenie jest takie, że nie ma sensu chodzić na spotkania nie wiadomo o czym" - powiedział Ryszard Petru, odrzucając zaproszenie premiera do wspólnych rozmów przedstawicieli wszystkich partii sejmowych.

Przedstawiciel totalnej opozycji w dwóch zdaniach pokazal prawdziwą jej prawdziwą twarz. Ci, którzy jeszcze do niedawna nawoływali do pojednania, teraz bez żadnych konkretnych przyczyn odrzucają "rękę" wyciągniętą do zgody.

Przypomnijmy, rozmowy miały dotyczyć zmian legislacyjnych przygotowanych w resortach zdrowia i sprawiedliwości po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Spotkanie miałoby się odbyć w piątek w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

"Nie rozumiem, czego ma dotyczyć to spotkanie. Pan premier Morawiecki był prezesem banku, wie dobrze, że na takie spotkania wysyła się albo projekty ustaw, albo założenia, a nie ogólne hasło, że będzie dyskusja o wnioskach z tego, co się wydarzyło w Gdańsku" - skomentował Petru.

Podsumowując swoją wypowiedź polityk stwierdził, że za rozpowszechnianie mowy nienawiści winne jest przede wszystkim TVP. "To doprowadziło do tego, że ktoś się zamachnął na życie prezydenta Adamowicza (...). Gdyby PiS naprawdę chciało wyciągnąć wnioski z tego, co się wydarzyło w Gdańsku, odwołałoby prezesa TVP Jacka Kurskiego" - ocenił Petru.

mor/PR24/Fronda.pl