Kościół katolicki jest jedną z tych naturalnych wspólnot (takich jak związek kobiety i mężczyzny, rodzina, naród, wspólnota kulturowa), które lewica musi niszczyć, bo są bariera dla ekspansji lewicowej dyktatury. Naturalne wspólnoty lewica niszczy, odbierając im własność, dająca niezależność — właśnie po to komuniści znacjonalizowali fabryki, sklepy, zakłady przemysłowe, odebrali domy i majątki ziemskie. W III RP postkomuniści i ich sojusznicy odbierali Polakom możliwość zgromadzenia majątku, obkładając nasz naród wysokimi podatkami, wprowadzając przepisy uniemożliwiające prowadzenie działalności gospodarczej, czy wspierając zagraniczne korporacje zwolnieniami z podatków (które to Polacy muszą płacić).

 

Podobnie niszczony jest ekonomicznie Kościół katolicki. Po wojnie komuniści zrabowali katolikom ich własność i non stop usiłowali kontrolować finanse duchowieństwa. Dziś lewica i groteskowa opozycja, by umacniać wszechwładze lewicowego establishmentu, chce odebrać Kościołowi należne mu środki i kontrolować finanse duchownych.

Jak ma to wyglądać, opisał na łamach lewicowego portalu „Oko press” Sebastian Klauziński (który pisywał do „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”). Zdaniem lewicowego publicysty „Kościół nie może być wyjątkiem, ma ujawnić dochody, jak wszyscy”.

Według informacji podawanych przez lewicowego publicystę „projekt ustawy o świeckim państwie przygotowało 40 organizacji, w tym pięć partii politycznych: SLD, Razem, Partia Zieloni, Inicjatywa Feministyczna oraz Wolność i Równość. Projekt ma charakter obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej”.

Głównym postulatem antyklerykalnej ustawy „jest jawność dochodów związków wyznaniowych”, bo „dzisiaj nikt nie wie, jakie są przychody Kościoła. Nikt nie wie, ile Kościół otrzymuje na tacę, nikt nie wie, ile Kościół otrzymuje za pogrzeby, za śluby, za kolędy”.

Niestety lewicowcy nie wyjaśniają czemu finanse związków wyznaniowych, organizacji non profit utrzymywanych z dobrowolnych datków, mają być jawne.

Z artykułu na lewicowym portalu można się dowiedzieć, że „artykuł 4 projektu ustawy nakłada na kościoły, związki wyznaniowe i kościelne osoby prawne obowiązek ujawniania przychodów. Jak przypominają autorzy projektu, obecnie jedynie Kościół nie ma obowiązku ewidencjonowania i sprawozdawania państwu swoich dochodów”.

Jest to ordynarna nieprawda. Podobnego obowiązku nie mają dzieci otrzymujące kieszonkowe od rodziców, czy żebracy, ale znając lewice, można być pewnym, że i na to przyjdzie pora.

W myśl antyklerykalnego projektu „Kościół musiałby informować [urzędy skarbowe] o przychodach: uzyskanych od instytucji publicznych [...]; uzyskanych od osób prywatnych (opłaty za chrzty, śluby, pogrzeby oraz dobrowolne darowizny, np. taca czy kolęda)”. Dodatkowo „każdego roku zbiorcze dane na temat przychodów Kościoła będą publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej przez szefa Krajowej Administracji Skarbowej”. Antyklerykalny projekt przewiduje też „likwidacji przywilejów finansowych i ulg”, z jakich korzysta Kościół.

Warto wskazać, że lewica (odmiennie od wolnościowców) nie jest zainteresowana obniżaniem podatków, likwidowaniem obowiązków prowadzenia kosztownej księgowości, na których korzystaliby wszyscy Polacy, wierzący i niewierzący, ale chce po raz drugi, opodatkowywać już raz opodatkowane dochody podatników, które przeznaczają podatnicy na cele społeczne (działalność religijną a często socjalna związków wyznaniowych).

Zgodnie z antyklerykalną ustawą „<<organy administracji publicznej, państwowe osoby prawne, przedsiębiorstwa państwowe oraz spółki prawa handlowego, w których Skarb Państwa posiada przynajmniej 30 proc. udziałów albo akcji&gt;> muszą co roku przekazywać szefowi KAS: informacje, której jednostce Kościoła i ile pieniądze przekazały; na jaki cel; oraz podać podstawę prawną takiej decyzji”.

Co ciekawe, z artykułu nie wynika, że projekt przewidywałby taką samą procedurę, gdy chodzi o przekazywanie środków finansowych wszelkim innym organizacjom. W lewicowym projekcie nie chodzi więc, o to by podatnicy wiedzieli, co się dzieje z pieniędzmi publicznymi, ile dostają różne organizacje świeckie i religijne, ale o to by jawne były finanse akurat Kościoła – zapewne po to, by uniemożliwić Kościołowi wspieranie działalności sprzecznej z lewicowymi zabobonami (np. finansowania pomocy dla kobiet rezydujących z aborcji, pomocy osobom chcącym wyzwolić się ze swoich zaburzeń seksualnych).

Antyklerykalny projekt przewiduje też likwidacje ulg podatkowych w wypadku inwestycji kościelnych, by Kościół (czyli organizacja nie komercyjna, nienastawiona na osiąganie zysku, budując np. hospicjum czy szkołę) płacił takie same podatki jak firma działająca komercyjnie (deweloper). Konsekwencją takiej działalności byłoby ograniczenie usług społecznych Kościoła, od szkolnictwa po pomoc społeczną, które uniemożliwiają lewicy pełną kontrolę nad społeczeństwem.

Antyklerykalny projekt przewiduje też, że „inwestycje kościelne będą […] powstawać na gruntach należących do kościoła na takich samych zasadach jak wszelkie inne inwestycje; gmina będzie mogła sprzedać swój grunt kościołowi na takich samych zasadach jak każdemu innemu podmiotowi prywatnemu”, co oznacza, że budowa Kościoła finansowana z drobnych datków mieszkańców będzie traktowana tak jak budowa supermarketu, i nie będą taniej sprzedawane działki pod budowę Kościołów (czyli instytucji świadczących darmowe usługi dla okolicznych mieszkańców)”.

Według lewicowego projektu zlikwidowany ma być Fundusz Kościelny, z którego finansowane są „składki emerytalne i zdrowotne osób duchownych różnych wyznań”. Oczywiście w projekcie, jak można sądzić z artykułu, nie ma ani słowa o tym by państwo zwróciło Kościołowi majątek, który zagrabiło mu po wojnie, a który służył utrzymywaniu duchownych i w zamian za który zaczął działać Fundusz Kościelny.

Warto też zwrócić uwagę, że lewica nie chce zlikwidować przymusu ubezpieczeń społecznych ani nie wspomina, co należy zrobić w obliczu niechybnego bankructwa ZUS, co pokazuje, że lewicy nie interesują realne problemy, tylko lewica jest zainteresowana atakami na Kościół, który jest barierą dla esperancji dyktatorskiej władzy lewicy.

To nie jedyny antyklerykalny projekt. Swój projekt ma stowarzyszenie Inicjatywa Polska, na którego czele zasiada Barbara Nowicka. W projekcie tym jest mowa o likwidacji Funduszu Kościelnego i zaprzestaniu finansowania lekcji religii w szkołach.

W trzecim projekcie „Świecka szkoła” Nowoczesnej (partii, na której czele zasiada Katarzyna Lubnauer) przewiduje się, że „lekcje religii mają być finansowane przez Kościół z podatku płaconego przez wiernych; w wymiarze jednej godziny tygodniowo; wyłącznie na pierwszej lub ostatniej lekcji; ocena z religii znika ze świadectwa i nie liczy się do średniej; uczniowie szkół średnich, a nie ich rodzice, sami decydują, czy chodzić na religię”.

Warto wskazać, że środowiska lewicy i groteskowej opozycji nie chcą prywatyzacji szkolnictwa i wprowadzenia czeków oświatowych, tak by to rodzice decydowali o edukacji swoich dzieci. Czeki oświatowe zlikwidowałyby wszelkie spory o charakter edukacji, bo pozwoliłyby katolikom posyłać swoje dzieci do szkół katolickich, a ateistom do ateistycznych. Lewica jednak nie jest zainteresowana tym, by to obywatele mieli wolny wybór, lewica chce, tylko by dzieci były demoralizowane w duchu lewicowych zabobonów.

Również nowa partia Biedronia przewiduje przedstawienie projekt ustawy o rozdziale Kościoła od państwa.

Nie da się ukryć, że lewica nie ma nic ciekawego do zaoferowania Polakom. Nie proponuje obniżki podatków ani likwidacji szkodliwych przepisów, co jest niezbędne, by Polacy mogli żyć w dobrobycie. Lewica nie chce ograniczać ingerencji państwa we wszystkie dziedziny życia, by to obywatele mieli wolny wybór. Wreszcie lewica nie ma żadnych pomysłów jak sprostać wyzwaniom, przed którymi stoi Polska, np. jak uchronić Polaków przez niechybnym bankructwem ZUS.

W obliczu agresji lewicy katolicy muszą się organizować, by bronić swoich praw i wolności, bo lewicowe zło kwitnie, kiedy dobrzy ludzie są bezczynni.

Jan Bodakowski