Wszystko zaczęło się w sierpniu 1942 roku, kiedy to w okolice wsi Ludmiłówka na Lubelszczyźnie  zawitał Grzegorz Korczyński ps. „Grzegorz”, przerzucony wraz z innymi Dąbrowszczakami (walczącymi w brygadzie międzynarodowej im. Jarosława Dąbrowskiego w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikanów) z Francji. Z miejsca przystąpił do tworzenia oddziału Gwardii Ludowej, którego został dowódcą. Jedne źródła podają, że w strukturach lubelskich PePeeRowców konflikt istniał już wcześniej, inne, że to właśnie Korczyński stał się jego źródłem. Faktem jest, że akcje „Grzegorza” przeciwko Niemcom nie miały praktycznie żadnego znaczenia militarnego a ich głównym skutkiem było nasilenie się represji przeciwko ludności cywilnej, czy jego sposób na zachowanie konspiracji polegający na eliminacji (w dosłownym tego słowa znaczeniu) najsłabszych ogniw – czyli Żydów. Nie, nie z racji ich przynależności rasowej czy etnicznej, ale wyłącznie dlatego, że byli na – można tak powiedzieć - „niemieckim celowniku” i w razie wpadki mogli wsypać całą siatkę. Pierwszą ofiarą był Jankiel Skrzyl ps. „Kaczor”, którego po prostu wyprowadzono do lasu i zatłuczono. Podobnie postąpiono z trzydzieściorgiem żołnierzy żydowskiego pochodzenia, uczestnikami wojny obronnej z września '39, którzy uciekli z obozu jenieckiego w Lublinie.

„Do mego mieszkania przyszedł 'Grzegorz', polecił mi wydać ukrywających się Żydów... kazał im oddać posiadane pieniądze... „Grzegorz ich wyprowadził, na ulicy czekali członkowie grupy, którzy Żydów tych wyprowadzili na rozdoły drużkowskie. Po pewnym czasie usłyszeliśmy strzały... Jak opowiadali mieszkańcy łącznie tej nocy zabito osiemnastu Żydów, których obdarto z ubrania... Ubraniami tymi podzielili się.” - z zeznań mieszkanki Ludmiłówki, Felicji Wyganowskiej.

Grzegorz Korczyński urodził się 17 czerwca 1915 roku w Brzezinach (powiat Lubartowski), w rolniczej rodzinie. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Stefan Kilanowicz, okoliczności w jakich je zmienił nie są znane. W wieku siedemnastu lat rzucił szkołę imając się różnych zajęć, był robotnikiem, urzędnikiem, pracował w szpitalu, udzielał korepetycji. W 1935 roku związał się z Organizacją Młodzieży Socjalistycznej „Życie”, a w dwa lata później wyjechał do Hiszpanii walczyć w tamtejszej wojnie domowej po stronie republiki. I to właściwie tyle, o „przedgieelowskiej” przeszłości „Grzegorza” wiele nie wiadomo. Do kraju wrócił w roku 1942 i rozpoczął swoją „partyzancką” karierę, z której przebiegu można się domyślać, jak wyglądała jego hiszpańska przygoda z wojaczką przeciwko wojskom gen. Franco...

W pewnym momencie przykrywka, jakoby Żydów zabijano wyłącznie w celu zminimalizowania ryzyka dekonspiracji (jakkolwiek głupia, tak przez jakiś czas skuteczna) straciła rację bytu, na pierwszy rzut oka widać było, że mordy mają charakter wyłącznie grabieżczy a oddział Korczyńskiego jest niczym innym jak zwykłą bandą zwyrodnialców. Kroplą przelewającą czarę było nałożenie przez „Grzegorza” kontrybucji na ukrywających się w Ludmiłówce Żydów w wysokości sześciuset tysięcy złotych. Mimo zapłacenia haraczu banda nadal grabiła mordując stawiające opór ofiary i przypadkowych świadków zbrodni.

„Jeden z partyzantów, Wasik, wszedł do binkra i polecił znajdującym się tam Żydom wyjść. Z bunkra wyszło dziewięć, względnie dziesięć osób... Krótko z nimi rozmawiał „Grzegorz”, następnie polecił im się rozebrać do bielizny. Korczyński, 'Jastrząb' i ja rewidowaliśmy Perłę (Perła Flam) lecz nic przy niej nie znaleźliśmy. Do rozebranych kazał 'Grzegorz' strzelać. Ja z 'Jastrzębiem' względnie z 'Przepiórką' (Edwardem Gronczewskim) strzelaliśmy do Perły” - z zeznań członka oddziału Korczyńskiego, Jana Wojtaszka.

Wydarzenia swoją kulminację miały w dzień Świętego Mikołaja czterdziestego drugiego roku, kiedy to banda Korczyńskiego wpadła do wsi i wymordowała praktycznie wszystkich ukrywających się w niej Żydów. Tego już było nadto dla przełożonych „Grzegorza”. W lutym 1943 roku PePeeRowski sąd partyjny, któremu przewodniczył sekretarz powiatowy Jan Gruchalski wydał na niego wyrok śmierci. Niestety, jak to często w opowieściach bywa, nie kat skazańca na tamten świat wyprawił, ale wręcz przeciwnie – Korczyński dowiedziawszy się o wyroku dopadł Gruchalskiego, sam urządził mu „proces” po czym jeden z jego podwładnych obciął mu głowę szablą. Niedługo później dowództwo nad oddziałami Gwardii Ludowej na Lubelszczyźnie objął  Mieczysław Moczar (właść. Demko Mykola) a Grzegorz Korczyński został przeniesiony do Lublina, gdzie w roku 1944 został szefem tamtejszego Urzędu Bezpieczeństwa i zajął się tym, czym Ubecja się w tamtych czasach zajmowała – walką z niepodległościowym podziemiem. Wspomniany przed chwilą Moczar pisał do niego w liście datowanym na 18 października '44:

„Organizacja w terenie z każdym dniem rośnie. Naród Polski tylko z nami sympatyzuje, a nieliczna garstka faszystów jest tylko garstką. Pozdrawiam wszystkich kochanych towarzyszy. Bądź zdrów i żyj. Moczar.

P.S.: Grzegorz! Wyłap wszystkich skurwysynów faszystów.”

Kogo towarzysz Moczar miał na myśli pisząc „faszyści” tłumaczyć chyba nie trzeba...

Noga Korczyńskiemu powinęła się w roku 1950, kiedy to został aresztowany. Próbowano torturami zmusić go by złożył fałszywe zeznania, które miały pomóc w prowokacji przeciwko tow. Wiesławowi, czyli Władysławowi Gomułce. Może to kogoś zdziwi, ale nie dał się złamać, za co później wdzięczność okazali mu tzw. partyzanci Moczara i sam Gomułka. Pretekstem do aresztowania była zbrodnia w Ludmiłówce, jednak tajemnicą poliszynela było, że chodziło tak naprawdę o wewnętrzne partyjne rozgrywki pomiędzy zwolennikami Bieruta i Gomułki. Został skazany na dożywocie, jednak wyszedł po tzw. „wypadkach czerwcowych” (strajk i rozruchy w Poznaniu w 1956 roku) i od razu, mimo że nie uchylono wyroku, został przywrócony do czynnej służby wojskowej. Był kolejno szefem wojskowego wywiadu, wiceministrem obrony i Głównym Inspektorem Obrony Terytorialnej aż wreszcie, w roku 1970 został powołany na stanowisko ambasadora w Algierii gdzie zmarł 22 października 1971 roku. Oficjalną przyczyną śmierci było zakażenie amebą, jednak nigdy nie przeprowadzono sekcji zwłoka a władze, po sprowadzeniu ciała do kraju, zakazały otwierania trumny – stąd też pojawiły się plotki o samobójstwie, wypadku samochodowym a nawet o zemście za jego wcześniejsze występki czy to z czasów partyzanckiej działalności na Lubelszczyźnie, czy to z okresu walki „za naszą wolność i waszą” w Hiszpanii. A prawda? Cóż, może kiedyś, ktoś zarządzi otwarcie jego grobu na warszawskich Powązkach, gdzie leży w alei zasłużonych, i wtedy dowiemy się prawdy...

Alexander Degrejt