Wynajęci internauci mają na celu urabianie opinii publicznej w cyberprzestrzeni poprzez pisanie odpowiednich komentarzy pod wiadomościami na portalach informacyjnych lub w dyskusjach na formach internetowych. Najczęściej atakują przeciwników politycznych wyzwiskami lub ośmieszają ich, rzadziej natomiast posługują się racjonalną argumentacją. O tym wszystkim opowiedział redakcji jeden z ukraińskich trolli, zarabiający w ten sposób na życie już od 2008 roku.

Trolling stwarza też nieograniczone wręcz możliwości prowokacji. Deputowany opozycyjnej partii BjuT Andrij Szewczenko twierdzi, że nierzadko ta sama ręka pisze najpierw ekstremistyczne komentarze na opozycyjny portal, a następnie składa doniesienie do prokuratury z powodu tych komentarzy.

W walkę o wpływy w ukraińskim internecie włączają się też siły z zewnątrz. Kiedy w 2009 roku redaktor naczelny agencji prasowej UNIAN Ołeksandr Charczenko przeprowadził dziennikarskie śledztwo w sprawie internetowych trolli, odkrył, że bardzo często różnych prowokacji dopuszczają się internauci, przedstawiający się jako mieszkańcy Ukrainy Zachodniej, którymi w rzeczywistości są jednak użytkownicy komputerów zarejestrowanych w Rosji.

Na koniec polski akcent. Gdy ukraińscy internauci dowiedzieli się o kłopotach założyciela strony internetowej AntyKomor.pl, na której zamieszczał on dowcipy z prezydenta Komorowskiego – wiedzieli już, skąd czerpała inspirację do swych działań Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która wtargnęła do domu młodego polskiego blogera. Otóż wzorowała się ona Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy, która rok temu dała się we znaki pisarzowi i publicyście Ołehowi Szynkarence, gdy na swojej stronie internetowej ośmielił się wystąpić przeciw prezydentowi Janukowyczowi. Najważniejsze to mieć skąd czerpać dobre wzory.

Taras Suchorebryk